2007-11-16

"Najgorętsze lato" Zsuzsa Bánk


Autorka powieści „Pływak” zdecydowanie lepiej wypada w swych opowiadaniach, bo „Najgorętsze lato” składa się z drobnych, kameralnych w swym wyrazie i bardzo subtelnych krótkich tekstów. Przemawiają one do wyobraźni o wiele bardziej sugestywnie. O ile „Pływak” skupiał się głównie na oddaniu atmosfery, geografii i topografii Węgier, o tyle opowiadania Bánk nakazują nam wędrować z ich bohaterami po całym świecie. Jesteśmy więc w Londynie, w jakichś peryferyjnych rejonach Stanów Zjednoczonych, wędrujemy po Australii z poszukiwaczami delfinów. Motyw wędrówki, podróżowania, zmian i wywołanych przez nie uczuć łączy wydaną wcześniej powieść pisarki z tekstami składającymi się na zbiór „Najgorętsze lato”.

Pisarka tworzy w nim swoisty teatr cieni. Nie kreśli przekonujących sylwetek bohaterów, skupia się bardziej na impresjonistycznym oddaniu ich emocji podczas spotkań albo wspomnień o bliskich, które nie dają im spokoju. W otwierającym książkę opowiadaniu „Ostatnia niedziela” Bánk buduje dramatyczne napięcie między teraźniejszością a tym, co minione. Bohaterka nieśmiało próbuje wskrzesić w swojej wyobraźni to, co było i choć jej wspomnienia nabierają bardzo poetyckiego, subtelnego charakteru, powstaje z nich swoista mini – drama o nieuchronności przemijania. Opozycja „teraz” do „kiedyś” ujawni się także w opowiadaniu „Szczęście”, które ujmuje pasjonującym realizmem szczegółu (czy ktoś potrafi wręcz nostalgicznie napisać o tym, jaką chwilą wytchnienia jest nastawianie prania?).

W tekstach Bánk ludzie mają bardzo niejasny kształt, są rozproszeni w mgławicy własnych myśli i doznań. Nie chodzi w tych tekstach o opis bohatera, chodzi tu bardziej o ukazanie sentymentalnej natury jego myślenia.

Używam zaimka „jego”, a „Najgorętsze lato” jest przecież swoistym hołdem złożonym kobietom. One głównie są bohaterkami opowiadań i nawet w tekście „Larry”, który skupiać ma się na tytułowym oryginalnym w poglądach i działaniach mężczyźnie, przyglądamy się mu oczyma kobiet. Skomplikowane i nieokreślone bliżej relacje między nimi podkreślają swoistą umowność czasu, miejsca i zdarzeń opisywanych przez Bánk. „Las bożonarodzeniowy” opisuje wyprawę dwóch przyjaciółek do ośnieżonego lasu, w którym spędzają wigilijny wieczór. „Lydia” natomiast jest nostalgiczną opowieścią o przekroczeniu przez dwie przyjaciółki pewnej granicy, poza którą znajduje się już tylko emocjonalna pustka, a jej egzemplifikacją jest biel, jaką otacza się tytułowa Lydia. Atmosfera pustki i zagubienia tworzy się także między trzema kobietami, z których dwie próbują ustawicznie przekonać swoją depresyjną przyjaciółkę o konieczności i wartości życia („Osiemnasty, może dziewiętnasty grudnia”).

Generalnie mężczyźni kojarzą się chyba Bánk dosyć źle, albowiem ich wizerunki zazwyczaj są mroczne i przykre. W „Erze lodowcowej” mąż jest w domu tylko fizycznie i nie próbuje nawiązać kontaktu ani ze swoją żoną, ani z własnymi dziećmi. Po tym, który umiera w opowiadaniu „Koguty” pozostają jedynie papierosy, owocowa guma do żucia… i pustka. Trudno określić genezę takiego, a nie innego traktowania mężczyzn na kartach swoich opowieści, niemniej jednak Bánk czyni to w sposób wdzięczny i frapujący.

Ta niepozorna książeczka ma swoje bardzo aktualne przesłanie. Każdy z nas czuje się czasami cieniem samego siebie, a problemem w zrozumieniu tego, kim jest teraz są powracające wspomnienia i nostalgia z nimi związana. Wszyscy jesteśmy obok siebie na chwilę tak, jak na chwilę pojawiamy się u boku postaci z opowiadań. To teksty bardzo proste w swej strukturze, a niezwykle skomplikowane w wyrazie. Lektura drugiej książki Zsuzsy Bánk opowie nam o roli przypadku w naszym życiu i o tym, jak wspaniale i przekonująco można pisać o niuansach, o jakich nawet na co dzień nie chce się myśleć. Ta książka zmusi do myślenia. Po lekturze „Najgorętsze lato” nas dojrzeje, a takie skojarzenie nasunęły mi dojrzałe gruszki znajdujące się na okładce książki.

Brak komentarzy: