2009-01-28

"Ładne duże amerykańskie dziecko" Judy Budnitz

Taka proza nie zdarza się często. Judy Budnitz pisze w bardzo obrazowy sposób, potrafi zaczarować już od pierwszych słów swoich tekstów i pozostawić w rozczarowaniu, że to już ostatnia kropka, a jednocześnie w wielkim napięciu, gdyż większość opowiadań zawartych w zbiorze „Ładne duże amerykańskie dziecko” zaczyna się tak naprawdę tuż po ich zakończeniu, w wyobraźni pozostawionego z literacką grą autorki czytelnika.

To moja pierwsza przygoda czytelnicza z amerykańską prozaiczką i myślę, że trafiona, bo obrazująca dość wyraźnie, że współczesne pisarstwo zza oceanu ma się nadzwyczaj dobrze. Budnitz przykłada Stanom Zjednoczonym krzywe zwierciadło, w którym jej ojczyzna ze swoimi problemami, konfliktami, uprzedzeniami i kompleksami musi się przejrzeć. Autorka wyszydza mit „american dream” w opowiadaniu „Skąd pochodzimy”, kpi z zakompleksionych Amerykanek w „Nadii”, boleśnie wskazuje wciąż żywe problemy rasizmu w „Zanurzeniu” oraz „Cudzie”. Głównym jednak tematem tekstów o charakterze obyczajowym i psychologicznym są… światy w nich przedstawione, które wymykają się jakimkolwiek klasyfikacjom, modyfikują się w najbardziej dziwacznych kierunkach, nabierają nowych znaczeń, eksplodują nagromadzeniem emocji i ukrytej symboliki. Budnitz bardzo często wychodzi od sytuacji realistycznych, by dojść w finale do nieoczekiwanych rozwiązań. Chociaż te teksty wydają się w większości osadzone w amerykańskich realiach, wszystko może stać się w nich możliwe i doprawdy trudno jednoznacznie powiedzieć, czy autorka bawi się w nich formą czy też treścią.

W opowiadaniach Budnitz odnajdziemy co najmniej dziwne elementy. Dość wspomnieć plantację amputowanych kończyn, fermę z uwięzionymi domokrążcami, państwo po drugiej stronie ziemi, gdzie ludzie chodzą do góry nogami i za nic mają prezydenta USA czy też narzeczoną z katalogu wysyłkowego, którą dostarcza się bezpośrednio do domu kupującego. Tylko pozornie to wszystko może wydawać się nie na miejscu, tylko pozornie szokować i wywoływać niepokój. Kiedy czyta się te teksty, odnosi się wrażenie, że właśnie owe surrealistyczne elementy są najbardziej czytelne i najwięcej znaczą. Mistrzostwo Budnitz polega bowiem na tym swoistych ucieczkach od realności, odrzucaniu konwencjonalnych prawideł rządzących zarówno życiem, jak i sposobem realistycznego odzwierciedlenia tego życia. Symbolika wszystkiego, co absurdalne i niemożliwe mówi o wiele więcej niż statyczny opis prozy życia, od jakiego autorka najczęściej wychodzi.

Teraz parę słów o tematyce opowiadań, a jest naprawdę rozmaita. Wiodące motywy to problem macierzyństwa i dojrzewania do niego oraz toksyczne relacje zwłaszcza matek i córek, akcentowane wyraźnie w „Chluście” czy „Gościach”. Mamy dwójkę amerykańskich dzieci. Jedno ukrywa się w brzuchu matki przez lata po to tylko, by przyjść na świat w rzekomo lepszym i piękniejszym świecie, który je rozczaruje. Drugie wcale nie jest ładne i prawdopodobnie ukryło się w ciele innego. „Cud” opowie o tym, co będzie się działo, gdy białemu małżeństwu urodzi się nagle czarny jak smoła potomek, który pewnego dnia całkiem wybieleje. Nie tylko wspomniane teksty sugerują, iż mamy do czynienia z prozą bardzo kobiecą i traktującą o subtelnościach odczuwanych przede wszystkim przez płeć piękną. Fantastyczne opowiadanie „Matczyzna” zobrazuje specyficzny typ matriarchatu, do którego wdarcie się przez mężczyznę wywoła akt unicestwienia intruza. Jednocześnie tekst zamykający zbiór jest specyficzną formą antropologicznego i socjologicznego wywodu, ujawniającego dość wyraźne feministyczne inklinacje Budnitz.

Autorka tworzy także opowiadania o charakterze politycznym i społecznym. Przykładem może być „Nadia”. Jeżeli istnieje coś takiego jak amerykański wzorzec kobiecości, to Budnitz w tym tekście rozprawia się z nim, sygnalizując jednak problematykę niesprawiedliwości i biedy panującej w jakimś odległym kraju, z którego zostaje sprowadzona narzeczona dla amerykańskiego nauczyciela. Równie ciekawe wydaje się być opowiadanie „Kształtowanie twarzy”, którego ironiczna gra tytułowych dwuznaczności wprowadza nas także w problem umacniania się totalitaryzmu i tyranii. Zderzenie dwóch cywilizacji ma miejsce w najbardziej chyba subtelnym tekście zbioru, w „Słoniu i chłopcu”. Krytykę amerykańskiej państwowości dostrzeżemy w groteskowym oczekiwaniu na symulowany przez prezydenta koniec świata, którego konsekwencje w „Gotowości” mogą być co najmniej zaskakujące.

Budnitz zręcznie łączy realizm z magią, prawdę ze zmyśleniem, kpinę z patosem i konkret z abstraktem. Dwanaście opowiadań tworzy w zbiorze „Ładne duże amerykańskie dziecko” dwanaście przekonujących dowodów na to, iż kwestionując reguły opowiadania o świecie, jednocześnie wspaniale tworzy się je na nowo. Myślę, że ta książka w udany sposób prowadzi ekscytujący dialog z czytelnikiem, a lektura zmusi do nieustannego zadawania sobie pytania o to, czy Budnitz rzeczywiście chce przekazać to, czego można się tylko domyślać.

Wydawnictwo Znak, 2009

2 komentarze:

giera pisze...

no, dobra. chciałbym jednak tę książkę przeczytać. muszę jakoś do księgarni...

manilla pisze...

Książka ciekawa i godna polecenia!!! Gwarantuje niesamowitą przygodę lekturową. Zgadzam się z recenzentem i podkreślonymi przez niego walorami prozy Budnitz. Jestem urzeczona światem, a raczej konstrukcją świata w Ładnym, dużym amerykańskim dziecku. Lektura pierwsza klasa!