2011-02-24

"Chłopaki w sofixach" Jakub Porada

Zastanawiam się nad tym, czy cała męska redakcja stacji TVN zamierza wydawać książki. Jeżeli ktoś podpowiedział panom redaktorom, że to skuteczny sposób promocji samych siebie, proponuję jednak promować się w sferze, w której już się sprawdzili. Albo publikować wtedy, kiedy – jak np. Tomasz Lis – naprawdę ma się coś do powiedzenia.

Jak można traktować książkę Jakuba Porady, skądinąd świetnego dziennikarza, promowaną na okładce tekstem swego kolegi po fachu, Grzegorza Miecugowa, który jakiś czas temu także starał się błysnąć własną powieścią, wydając „Przypadek”? Historyjka Porady to ani książka pouczająca, ani poruszająca - mało wiarygodną rekomendację dziennikarza napisaną dla dziennikarza naprawdę można pominąć. „Chłopaki w sofixach” są już przez chwilę w księgarniach i sprzedają się chyba lepiej niż książka Miecugowa, co może świadczyć tylko o tym, iż żeby się wypromować na rynku wydawniczym, lepiej pisać wprost o sobie niż zmyślać fabuły tudzież ukrywać samego siebie pod zmyślonymi biografiami. Chciałbym parę słów poświęcić tej publikacji. Czemuś, co rozmywa się gdzieś między historią wspomnieniową, pamiętnikiem okresu dojrzewania a reporterską opowieścią o swojskich chłopakach z kieleckiego blokowiska. Chciałbym przed nią przestrzec, bo lektura – niestety – jest czasem straconym, choć dla autora to pisanie zapewne miało być czasu swego odnajdowaniem.


Porada (rocznik 1969) opisuje dzieciństwo i młodość spędzone z chłopakami na osiedlu XXV - lecia w Kielcach. Technika obrazowania jest tu bardzo prosta – to, kim staje się sam autor, jest swego rodzaju opozycją do tego, kim są jego koledzy. Benek bowiem sentymentalnie opisuje swych osiedlowych kumpli, ale przede wszystkim stara się wskazać, jak bardzo ich biografie ukształtowały jego samego. Narrator „Chłopaków w sofixach” przygląda się twardym osiedlowym kolesiom z uwagą i zazdrością. Imponuje mu Marynarz, który przyjmuje życie takie, jakim po prostu jest. Fascynuje Mały, adorowany przez panny, silny, sprawny i przebojowy, jego mocne ego. Stara się zrozumieć, co pcha ku alkoholowi Andrzeja, czym szpanuje Kleks, jaki jest Bobson. Jednocześnie z opowieści o chłopakach, którzy byli obecni w jego życiu, buduje własną opowieść. Gorzką, ironiczną, w gruncie rzeczy mało zabawną, chociaż chwilami tryskającą mało wyszukanymi dowcipami. Opowieść o absurdach i tajemnicach polskiego PRLu z punktu widzenia kieleckiego młodzieńca, który z jednej strony robi wszystko, by od swego osiedla uciec (i mu się to udaje), z drugiej jednak jest z nim nieodłącznie związany, a wciąż żywe wspomnienia nadają tej książce specyficzny charakter.


Doprawdy trudno orzec, czy „Chłopaki w sofixach” to po prostu szczera do bólu opowieść o dojrzewaniu, o męskich przyjaźniach i o ich zrywaniu oraz o tym, dlaczego Jakub Porada poszedł w życiu drogą zupełnie inną niż jego osiedlowi kumple, czy też może medialna próba zaistnienia człowieka mediów w nieco innej sferze niż ta, w której na co dzień się odnajduje. Na pewno rzecz ciekawa, ale głównie z tego względu, iż można sobie ją porównać z innymi wspomnieniowymi i rozliczeniowymi historiami z czasów Polski Ludowej. Jakby jeszcze miała jakąś spójną koncepcję, była czymś więcej niż przypadkowo rozrzuconymi opowieściami o chłopakach z KSM - u, byłaby książką, którą można polecić po prostu dla rozrywki. A tak zapewne zainteresuje tych, których Porada opisał, znajomych ich znajomych, znajomych autora z telewizji i tych, którzy myślą, iż znane nazwisko jest wystarczającym gwarantem, by wydać dobrą książkę.


Wydawnictwo Prószyński i Spółka, 2011

2011-02-13

"Dziewczyny z Rijadu" Radża as-Sani

Iran i Arabia Saudyjska to przykłady dwóch muzułmańskich państw, gdzie religijne dogmaty regulują życie społeczne w każdej sferze. To państwa, w których religia wyraźnie wskazuje miejsce kobiety w społeczeństwie. Państwa, gdzie kobiety nie potrafią (i nie mogą) świadomie o sobie decydować. Zaskakujący to przypadek czy też świadectwo przełomowych zmian, że w bliskim czasie wydane zostają dwie intrygujące powieści, w których pięć bohaterek-kobiet próbuje wyjść poza role narzucone im przez społeczeństwo? Irańskie kobiety zrzuciły czador, by na kartach książki Shahrnush Parsipur udowodnić, iż mogą stanowić o sobie. Czas na Saudyjki z opowieści Radży as-Sani i niedyskretne spojrzenie pod abaje, gdzie ukrywa się kobiece piękno, kobieca wrażliwość i kobiece pragnienie bycia kochaną. Kochaną prawdziwie, czyli nie tak jak nakazuje to szariat. Kochaną, szanowaną, adorowaną.

„Kobiety bez mężczyzn” i „Dziewczyny z Rijadu” to formalnie dwie zupełnie inaczej napisane książki i poruszające inną tematykę. Wspólny mianownik, jakim jest kobiecość, ujawniająca się w społeczeństwach piętnujących jakiekolwiek przejawy kobiecości, każe w jakiś sposób te dwie publikacje połączyć. Radża as-Sani obiera inną drogę twórczej kreacji niż Shahrnush Parsipur. Jej książka wydaje się bardziej lekka, łatwiejsza w odbiorze. Saudyjska pisarka nie posługuje się nazbyt skomplikowaną symboliką, nie chce jak Parsipur dodawać do swych opowieści większej ilości znaczeń. Czy aby na pewno? Czy „Dziewczyny z Rijadu” to po prostu dynamiczna i pasjonująca opowieść o tym, jak trudno saudyjskim kobietom znaleźć szczęście i prawdziwą miłość u boku mężczyzn? Czy nie warto zwrócić uwagę, iż tak jak w przypadku irańskich „Kobiet bez mężczyzn”, tak też w postaciach bohaterek „Dziewczyn z Rijadu” są ukryte znaczenia, o jakich trudno mówić komuś, kto nie osadza kontekstowo tych książek w kulturze krajów, z jakich pochodzą ich autorki?


Wspomniałem o podobieństwie pięciu bohaterek u obu pisarek, zatem słowo na temat tego, o kim pisze as-Sani. W każdym materiale promocyjnym książki i na jej okładce przeczytamy, iż jest to opowieść o czterech saudyjskich młodych kobietach – Sadim, Gamrze, Lamis i Michelle. Tymczasem piąta z nich to narratorka i zarazem autorka maili, opisujących losy czterech koleżanek. To postać zagadkowa, która rozpoczyna swoistą burzę internetową, kiedy decyduje się co tydzień publikować zapiski z życia swych przyjaciółek. As-Sani tworzy wokół tej opowiadającej pewną tajemnicę i chwilami zmusza do tego, by utożsamić ją z którąś z dziewczyn, ale w moim odczuciu to piąta, szczególnie dotknięta przez los dziewczyna. Dziewczyna, która swymi listami elektronicznymi maskuje dużo więcej niż niejedna z tych, o których losach decyduje się pisać. „Dziewczyny z Rijadu” to bowiem zaskakująca historia opowiadającej, której niejednoznaczność czyni z tej książki tak pasjonującą powieść.


Wstęp ujawnia, kim będą opisywane dziewczyny. „Bohaterki mojej opowieści wywodzą się spośród Was i żyją między Wami. Pochodzimy z pustyni i wszyscy do niej wrócimy. I tak jak wśród roślin, które rosną w Nedżdzie, znajdziemy te słodkie i te cierpkie, tak też jedne bohaterki historii będą słodkie, inne cierpkie, jeszcze inne zaś będą słodkie i cierpkie zarazem”. Gamra, Sadim, Lamis i Michelle nie tyle będą tak specyficzne i dwuznaczne, co słodkie i cierpkie będą ich historie życiowe. Mocno od siebie różne, a przecież tak podobne. Bardzo wyraziste. Jak radzi sobie w Arabii Saudyjskiej kobieta odrzucona przez męża? Taka, która daje się „skosztować” jeszcze przed ślubem? Albo taka, która po rozwodzie rodzi niechciane dziecko, owoc związku, który przeminął? Albo też taka, która musi żyć z piętnem swego amerykańskiego pochodzenia, przez jakie nigdy do końca nie będzie w Rijadzie prawdziwą Saudyjką? Radża as-Sani opowie o tym, jak saudyjskie kobiety radzą sobie z miłością, jej brakiem, z czym muszą się zmagać, zakochując się prawdziwie i żarliwie i jak mogą kochać w kraju, w którym zakazane jest tak wiele, między innymi obchodzenie święta miłości.


To także całkiem serio napisana opowieść o zabawnych momentami odmianach losu i o tym, jak bardzo kobieta może się rozczarować mężczyzną. Gamra radzi koleżankom: „Nie oczekujcie niczego od mężczyzn, ponieważ i tak dostaniecie dokładne przeciwieństwo tego, czego sobie życzycie”. Ja poradziłbym czytelniczkom (i czytelnikom) tej książki, by nie oczekiwali po lekturze jasnych odpowiedzi na pojawiające się w jej trakcie pytania. Można bowiem odczytać as-Sani dokładnie przeciwnie do tego, jak być może chciałaby być odczytana. Tak czy owak mamy do czynienia z inteligentną i frapującą pisarką. A jej książka i dokonanie Shahrnush Parsipur to dwa ważne głosy w sprawie kobiecości w islamie.


Wydawnictwo Smak Słowa, 2010
KUP KSIĄŻKĘ

2011-02-11

"Lód i woda, woda i lód" Majgull Axelsson

"Najnowsza powieść Majgull Axelsson może rozczarować, ale chyba tylko tych, którzy znają jej dotychczasową twórczość. Autorka bowiem ani formalnie, ani tematycznie nie prezentuje niczego nowego. W kwestii formy „Lód i woda, woda i lód” charakteryzuje monumentalnie rozbudowana, wielowątkowa fabuła, narracja w kilku przestrzeniach czasowych, charakterystyczny styl łączący dziennikarską dokładność z psychologiczną głębią wyraźnie zarysowanych bohaterek (o kobiety głównie chodzi). Tematycznie szwedzka pisarka powraca do opisywanych już w poprzednich książkach problemów – złożonych relacji między siostrami z „Kwietniowej czarownicy” czy trudności, jakie czekają w życiu dorosłe kobiety pozbawione matczynej troskliwości w dzieciństwie (jeden z wątków „Drogi do piekła”).

Nie jest bynajmniej moim zamiarem krytyka „Lodu i wody, wody i lodu”, bo każda publikacja Axelsson warta jest uwagi. Rozczarować może tylko fakt, iż pisarka podąża już utartymi ścieżkami, że literacko nie jest zdolna do wyjścia ponad jakość, którą latami stworzyła i że tym razem napisała opowieść zdecydowanie mniej poruszającą, chociaż wzbudza ciekawość miejscem, w jakim rozpoczynają się zdarzenia."

Wydawnictwo W.A.B., 2010

Całość tekstu na stronie Gpunkt
KUP KSIĄŻKĘ

2011-02-05

"Prom do Puttgarden" Helle Helle

Bohaterka opowieści Helle Helle, dwudziestoletnia Jane, cierpi na atrofię uczuć. Przynajmniej stwarza pozory jakby od świata jakichkolwiek przeżyć dzieliła ją granica. Ta duńska opowieść składa się z surowych, minimalistycznych opisów tego, co Jane robi. Co czuje? Czy stagnacja w życiu oznacza jednocześnie stagnację emocjonalną? Przyznam, że „Prom do Puttgarden” ujmuje przede wszystkim dwuznacznością. Chłodna narracja, krótkie zdania oznajmujące, proste dialogi… od początku do końca mamy do czynienia z prozą stwarzającą dystans. Tymczasem Helle Helle pisze o próbach przekraczania dystansu, wychodzenia naprzeciw światu i swym własnym pragnieniom. Czy jest to zatem tylko oszczędny słowny zapis tego, czego nie sposób wyrazić za pomocą słów czy też prozatorska kreacja, do wnętrza której nie sposób dotrzeć?…

Jane poznajemy przede wszystkim w jej kalekich relacjach z mężczyznami. Podobnie bolesne było doświadczanie męskiej obecności dla jej matki i babki. Obie bardzo szybko wycofywały się z jakichkolwiek kontaktów z mężczyznami. Czy Jane skazana jest na rodzinne fatum i też nie znajdzie szczęścia u boku mężczyzny? Męskich postaci jest w tej powieści wiele. Każdego z nich jednak narratorka traktuje tak, jak matka i babka Jane traktowały wszystkich mężczyzn próbujących się do nich zbliżyć. Z ogromnym dystansem. Jane potrafi z mężczyznami rozmawiać, ale nie jest w stanie wyjść poza słowa. Nie pomoże jej nawet złudzenie, że u boku pewnego duńskiego elektryka pracującego w Niemczech odnajdzie swe szczęście…


Relacje damsko-męskie nie są jednak tak istotne w prozie Helle Helle. Bardziej wyrazista staje się metaforyka przemierzania przestrzeni. Jest to morska przestrzeń między Danią a Niemcami, jaką przemierza prom, na którym Jane znajduje pracę ekspedientki. Z jednej strony stały ruch, z drugiej statyczność odbijania od jednego portu do drugiego. Na promie pracuje także siostra Jane, Tine. Obie przemierzają specyficzne przestrzenie, w których kryją swe prawdziwe pragnienia.


Doświadczenia życiowe Tine to jednocześnie sprawy, wobec których Jane jest daleko. Podobnie daleko wydaje się być od swojej siostry, chociaż na co dzień troskliwie opiekuje się jej córką i ustawicznie podkreśla chęć niesienia im obu pomocy. Tine dzieli od Jane dystans porównywalny do tego, jaki przemierzają codziennie na promie. Dystans ledwie widoczny, jedynie akcentowany, niemniej jednak bardzo wyraźny. Pustka, której nie są w stanie zapełnić słowa ani czyny. Siostry pozornie ze sobą związane, a tak od siebie oddalone…


Duńska pisarka nieszablonowo dotyka egzystencjalnej tematyki wewnętrznego zamknięcia na świat, próbując stawiać pytania o to, do czego izolacja może prowadzić. Jane nie tylko emocjonalnie jest zamknięta. Zamknęła się na doświadczenia życiowe, nie studiuje, zadowala ją tymczasowa posada… i wolność, jaką jej daje. Skomplikowane relacje z matką i siostrą dają tylko częściową odpowiedź na pytania, co dręczy Jane. Hellle Helle tworzy refleksyjną książkę o przemierzaniu dróg, które prowadzą donikąd. Gorzka to proza i zastanawiająca. Trudna do określenia. Trudno bowiem odnaleźć prawdę między słowami, które w narracji tej książki tną z chirurgiczną precyzją.


Wydawnictwo słowo obraz/terytoria, 2010
KUP KSIĄŻKĘ

2011-02-04

"Jestem Czeczenem" German Sadułajew

Opowieść Germana Sadułajewa to bardzo osobisty dziennik przeżyć wewnętrznych, który ma charakter lamentacyjny. Trudno nie odnieść wrażenia, że narrator rozprawia się tylko sam ze sobą, ze swoimi wspomnieniami, z dramatycznymi wyborami, jakich dokonywał i z poczuciem własnej tożsamości narodowej, chociaż stara się udowodnić, że jest inaczej. To książka o tym, jak trudno jest być Czeczenem, z jakimi wyborami się to wiąże („Nam pozostaje jedno – zwyciężyć albo umrzeć”) i o tym, w jaki sposób po wojnie czeczeńskiej można żyć wśród Rosjan. Tych Rosjan, którzy do niedawna byli z Czeczenami wspólnotą, by nakreślić kulami armatnimi i gąsienicami czołgów granice podziału, z jakim trudno się mierzyć. Sadułajew umieszcza swe rozważania w perspektywie historycznej, nawiązuje do kaukaskiej kultury i świata natury, pięknie pisze o własnej matce i brutalnie ukazuje paradoksy, z jakimi musi się mierzyć po przeżyciu piekła przełomu 1994 i 1995 roku, po którym nic już nie będzie takie samo. To zasadnicze walory tej publikacji. Książki jednak tak nieznośnie sentymentalnej i tak przepełnionej patosem oraz ckliwością, że chwilami po prostu nie sposób czytać jej dalej.

Reportaż z czeczeńskiego pola bitwy, z Groznego, bardzo ciekawie przedstawił już Zahar Prilepin, którego bohater, rosyjski młody specnazowiec uczestniczy w walkach na ulicach stolicy Czeczenii. To, co stanowi tło wydarzeń w „Patologiach”, u Sadułajewa znajdziemy w finale. Autor jakby starał się zatrzeć liryczny rys swojej prozy i wszystko to, co może tak w niej drażnić, ale nie do końca mu się to udaje. Bohater „Jestem Czeczenem” musi walczyć, zabijać, na ulicach Groznego być dla swych rodaków śmiertelnym wrogiem. Nic nie zatrze potem tych wspomnień i nie pozwoli mu na spokój. I finał jego opowieści jest w gruncie rzeczy najbardziej czytelny, albowiem wcześniejsze refleksje ocierają się o pretensjonalność.


Przykłady? Symbolika jaskółki, ptaka powracającego, ptaka wolnego i otoczonego szacunkiem. Niezwykłego ptaka. Co autor robi z tą symboliką? Ano to: „Sam jestem jaskółką. Nie witeziem rosyjskich sił federalnych, nie świętym mudżahedinem, tylko jaskółką, której nie udało się wrócić pod dach rodzinnego domu”. Proces tworzenia dla płochej jaskółki postrzegany jest następująco: „Gdy dopiszę tę powieść do końca, też będę mógł spokojnie umrzeć”. W międzyczasie, łącząc mitologię kaukaską i opisując zwyczaje panujące wśród Czeczenów, powraca na łono swej ojczyzny i stara się brak głęboki oddech, by wciąż o niej pisać. Cierpień, jakich doznaje autor tej książki nie sposób wykpić, bo to problemy poważne i bolesne. Trudno jednak przejść obojętnie wobec sposobu, w jaki pisze się o tych problemach. A Sadułajew czyni z siebie czeczeńskiego Mesjasza, Prometeusza, proroka i wizjonera w jednym. Po co, skoro o tym wszystkim, co chce wyrazić, można byłoby napisać w sposób bardziej stonowany?


„Jestem Czeczenem” to zatem książka wywołująca ambiwalentne odczucia. „Nikt nie będzie jej czytał, nikt nie zdoła jej zrozumieć. (…) Nikomu nie jest potrzebna taka książka, nie pasuje do niczyjej propagandy”. Nie mogę nie przyznać racji autorowi, iż tak naprawdę trudno go zrozumieć, pisze bowiem tylko i wyłącznie dla siebie i o sobie samym. Nie można jednak powiedzieć, iż nie jest to książka potrzebna. Czeczenia potrzebuje, by o niej mówić. Mimo wszystko bezstronnie. Bo przecież kłamstwem jest pisanie, iż opowieść nie ma propagandowego charakteru, skoro co rusz znajduje się w kompozycji jakieś antyrosyjskie elementy.


I może dramat bycia Czeczenem polega na tym, że trudno tak naprawdę samego siebie wyrazić. Trudno żyć, kiedy przyjaciel staje się wrogiem, potem wróg przyjacielem, kiedy nie można płakać, pozwolić sobie na słabości, ujawnić swego cierpienia. Może z tak skomplikowanej sytuacji wynika proza taka jak opowieść Sadułajewa. I choć to książka o naprawdę sporych walorach poznawczych, poruszająca problematykę dużo bardziej złożoną niż to, co wskazałem w omówieniu, „Jestem Czeczenem” jest bardziej konfesyjną prozą neurotyka niż świadectwem dramatu człowieka, który żyjąc duchowo Czeczenią, na co dzień funkcjonuje w rosyjskich realiach. Taka jaskółka, której podcięto skrzydła.


Wydawnictwo Czarne, 2011
KUP KSIĄŻKĘ

2011-02-02

"Kobiety" Steinar Bragi

Zło. Temat posępny i wielokrotnie wykorzystany w sztuce współczesnej. Na kartach porażającej książki Steinara Bragiego nabiera nowego znaczenia. „Kobiety” to książka okrutna nie dlatego, że tak wiele w niej okrucieństwa i o jego istocie próbuje ona opowiadać, ale przede wszystkim przez to, iż nie daje żadnego wytchnienia. Od pierwszego do ostatniego zdania wydaje się być stronnicza. Przerysowana. Karykaturalna chwilami. I okrutnie prawdziwa, choć w gruncie rzeczy trudno orzec, czy jest jedynie grubymi nićmi szytą prowokacją, manifestem mizogina, szowinisty czy po prostu życiowego frustrata, którego rozważania na temat istoty Zła nieodłącznie związane są z wieloaspektowym spoglądaniem na kobiecość i jej kwestionowaniem. A może zbiorem nad wyraz celnych spostrzeżeń o istocie współczesnego społeczeństwa w ogóle?

To doprawdy paradoks, że w kraju, w jakim Bragi deprecjonuje kobietę, uznając za niezdolną do pełnienia cech przywódczych, w rok po wydaniu książki premierem zostaje właśnie kobieta i to ona próbuje zaradzić islandzkiemu kryzysowi gospodarczemu. Podwójny dlatego, iż autor stara się wskazać, że kobieta buduje swą tożsamość jedynie w takich relacjach z partnerem-mężczyzną, w którym związek równa się podległości. Tymczasem wspomniana pani premier jako chyba jedyna głowa państwa publicznie przyznała, że żyje w szczęśliwym związku homoseksualnym, z dala od męskich wpływów. Wspominam Johannę Sigurdardottir, bo doprawdy dziwnie może czuć się autor, który próbuje zaszczuć kobiecość i stara się to czynić na tle kraju, którym rządzi lesbijka, ale to takie rozważania na marginesie, bo jakoś trudno mi ugryźć materię i przesłanie tej książki, gdyż trzeba ją po prostu przeczytać, a każde omówienie może jedynie wyrządzić krzywdę i narzucić interpretację. Ponieważ jednak jako mężczyzna jestem zły na Bragiego i przypuszczam, że kobiety mogą po lekturze jego książki poczuć się o wiele gorzej, muszę przynajmniej zaakcentować to, co wywołało moją złość. Jednocześnie zachęcić do tej trudnej lektury, bo po prostu trzeba ją znać.


Islandzka surowość i minimalizm widoczne są już w pierwszym rozdziale tej historii. Eva, mająca za sobą burzliwą przeszłość w Stanach Zjednoczonych, powraca do lodowej ojczyzny za swym ukochanym, który chce w Islandii rozpocząć nowe życie. Dziewczyna otrzymuje propozycję zamieszkania w ekskluzywnym apartamencie w centrum Rejkjaviku. Tam chce przeczekać złe dni Hrafna, ponownie zbliżyć się do niego i odbudować to, co można odbudować jeszcze ze związku dwóch skrajnie różnych osobowości podzielonych dodatkowo przypadkową śmiercią ich małego dziecka. Mieszkanie wynajmowane przez Evę jest mroczne i bez duszy. Na ścianie znajduje się maska, odlew ludzkiej twarzy. Maska będzie początkiem i końcem tej przerażającej opowieści, a Eva poddana zostanie piekielnym próbom, które będą miały na celu zdegradowanie jej kobiecości. Zdegradowanie kobiecości w ogóle.


Do bohaterki książki stara zbliżyć się wiekowa sąsiadka, niejaka Bergthora. Kobieta głosi poglądy skrajne i wypowiada się niczym despotka. To ona uświadomi Evę, czym tak naprawdę jest ludzkość. W rozumieniu Bergthory „Ludzkość jest zła z natury. Tysiące lat rozwoju miały na celu udoskonalenie zła”. Szybko można się zorientować, że Zło czai się głównie w kobiecie, że to kobieta jest sprawcą Zła, że to ona prowokuje, uwodzi i… zmusza do tego, by ją krzywdzić. Takie między innymi poglądy głosi Joseph Novak, charyzmatyczny artysta, twórca artystycznej grupy „Zniszczenie”, która w opozycji do szesnastowiecznego Odrodzenia ma wskazywać ludzkości, że jest nie tyle zła, co przede wszystkim zmierzająca do samozagłady. I wszystko chyba przez kobiety, bo świat widziany oczyma Novaka to bezustanna walka z kobiecością, która rozgrywa się na wielu płaszczyznach.


Od początku wiemy, że atmosfera grozy i tajemniczości nie wróży niczego dobrego dla głównej bohaterki. Eva to kobieta ułomna i świadoma swoich ułomności. Nieszczęśliwa córka, matka, kochanka. Sama nie zdaje sobie sprawy z tego, ile razy pokornie skłaniała głowę i prosiła o przebaczenie. Zadana jej kara ma zmusić do tego, by coś w niej zmienić. Ale czy przerażający proces, jakiemu zostanie poddana Eva i idące wraz z nim rozważania Novaka na temat kobiecości oraz idei powszechnego niszczenia, nie są przypadkiem zaplanowanym z chirurgiczną precyzją działaniem mającym swój ściśle określony początek oraz koniec? Czy to, co napisał Bragi nie jest jednocześnie eksperymentem, testowaniem czytelnika, specyficznym kodem nienawiści i okrucieństwa, w jakim zapisana jest bezpardonowa krytyka współczesnej cywilizacji? Pewne jest jedynie to, iż „Kobiety” to proza brawurowa nie tylko dlatego, że złości. Bragi to pisarz, z którego poglądami nie można się zgadzać, ale których nie sposób nie poznać. Zło czai się wszędzie. Islandzki autor próbuje ukryć zło w kobiecości. Zmusza do rozważań o tym, czy można od zła uciec.


Nie sposób uciekać od tej książki. Niech was dopadnie. Niech atakuje. Niech złości i obraża. Bez względu na płeć i poglądy na temat współczesnego świata. I niech pozwoli zachować dystans wobec wszystkiego, co opisuje. Bez niego przepadniemy jak Eva. A na pewno okażemy się jeszcze słabsi niż ona…


Wydawnictwo "Krytyki Politycznej", 2010
KUP KSIĄŻKĘ

2011-02-01

"Dziewczynki ze Świata Maskotek" Anja Snellman

„Dziewczynki ze Świata Maskotek” to reporterska relacja z dramatu rozpisanego na wiele ról. Opowieść o cierpieniu, o różnego rodzaju utratach, o toksycznych relacjach i o uciekaniu – w sensie dosłownym i metaforycznym. Anja Snellman stworzyła powieść pytań, nie odpowiedzi. Właściwie nie wiadomo, z której strony chce pokazać skomplikowany przecież problem. Kim chce tu być jako pisarka? Na pewno nie oskarżycielem. Ofiarami bowiem są wszyscy bohaterowie tej książki. Ma ona zmuszać do myślenia i do poszukiwania przyczyn. Problemów jest wiele, ale jeden z ciekawszych to sama Jasmin i to, kim jest, opowiadając swoje losy.

Wydawnictwo Świat Książki, 2011

Całość tekstu na stronie G-Punkt

KUP KSIĄŻKĘ