2011-09-24

"Bahama yellow" Marta Magaczewska

PATRONAT MEDIALNY
Marta Magaczewska z pewnością zaskoczy wszystkich, albowiem mało wyraźny debiut, jakim było „Zaćmienie” nie zapowiadał kolejnej powieści tak odmiennej, tak fascynującej, tak jednocześnie lekkiej i niemożliwie trudnej w odbiorze. „Bahama yellow” – już niebawem w sprzedaży - może być jednym z mocniejszych punktów wydawniczej jesieni, w której to czekają na nas nowe książki między innymi Marty Syrwid, Michała Witkowskiego czy Olgi Tokarczuk. Marta Magaczewska napisała książkę tak niepokojącą, że powinna zostać dostrzeżona przez każdego, kogo na co dzień trapią dylematy dotyczące istoty człowieczeństwa, możliwości jego poznania i związków, jakie nasze życie ma ze światem zwierząt czy naturą. „Bahama yellow” to przypowieść o charakterze kryminalnym; dwuznaczna rozprawa z tym, co czyni nas ludźmi; inteligentna historia kwestionowania ludzkości i świetna powieść charakterów, w której bohaterowie zarysowani są bardzo mocną kreską.

Czas i przestrzeń są rozmyte, niejednoznaczne. Mamy Miasto pogrążone w upale, Miasto w smogu, Miasto szarych ludzi bez twarzy i charakteru oraz fascynującą siódemkę bohaterów, którzy przedstawieni są niezwykle wyraziście. Koffel to egocentryk, który żyje obok ludzi i któremu przyjemność sprawia patrzenie na nich, gdy z politowaniem spoglądają na jego pijackie, niezborne ruchy. Koffel mieszka w ścieku, jest nikim. To jednak on zostanie już na wstępie uśmiercony, a zagadka kryminalna mająca na celu odpowiedzenie na pytanie, kto go zabił, stanie się jednym z wątków opowieści.


Poznajmy zatem oskarżonych, bo tak naprawdę każdy z nich mógł uśmiercić Koffla. Być może to zachowawczy Skomroch, który z jednej strony uznaje, iż to nie mowa, a ciało mówią o nas prawdę, z drugiej zaś tkwi w maskach, nie odzywa się, a każde słowo traktuje jak szyderstwo. Skomroch jest skłonny rozmawiać tylko ze zwierzętami, jednak i one wyrządzają mu krzywdę, czyniąc kaleką bez lewej ręki. Może mordercą jest Kauk, który w przeszłości jako były wojskowy zabijał wielu z dziką satysfakcją, a na starość pozostały mu jedynie infantylne zabawy w wojny pająków oraz gorycz, jaką nosi w sobie stale i przenosi na wszystkich, którzy z nim obcują. Być może zabił Zajc, ksiądz modlący się do Boga w wielu postaciach i człowiek szukający transcendencji tam, gdzie nie może jej odnaleźć. Podejrzanym jest także Lelech, specyficzny artysta. Były lekarz, któremu zakazano wykonywania zawodu po tym, jak zrobił sekcję zwłok nieżywej brzemiennej kobiety. Lelech nie wierzy w duszę, lecz w ciało. Penetruje wnętrze człowieka w sensie dosłownym, ale także symbolicznym. Jest zwierzęciem, pragnącym rozpruwać, oglądać, bezcześcić. Skoro nie on zabił Koffla, może zrobiła to Tabiołka, właścicielka pewnego Zakładu, kobieta interesu stale tuszująca upływ czasu, który odbija się na jej ciele. Tabiołką rządzą zwierzęce instynkty. Za wszelką cenę chce mieć dziecko. Przeraża ją tykanie biologicznego zegara i świadomość, że pozostanie sama. Tymczasem jakiś czas temu porzuciła adoptowaną Lalę, która nie pamięta przeszłości i której zapach śmierci kojarzy się z matką. Lala także jest podejrzaną, ale jako jedyna ucieka, bowiem wszyscy wokół są jej obcy.


Tymczasem krew zabitego barwi piasek na kolor bahama yellow, a tropów jest coraz mniej. Bohaterowie postanawiają skazać jednego z grupy i będzie to ten, który milczy, nie broni się. Szybko jednak zorientować się można, iż przypominający Kafkę proces i skazanie, nie są w powieści Marty Magaczewskiej najważniejsze. Istotne jest to, czemu poddani są jej ludzie. Przechodzą próby, stają przed czymś, z czym trudno się konfrontować. Poznają siebie w relacjach z innymi po to tylko, by ujrzeć, jak wiele w nich zwierzęcości i jak mało można powiedzieć o tym, kim są jako ludzie. W „Bahama yellow” ważniejszy od kryminalnego jest wyrazisty wątek dochodzenia do wnętrza samego siebie, zbliżania się do tajemnicy poznania. Groteska i czarny humor przeplatają się z wątpliwościami natury egzystencjalnej, które zapowiada przecież motto utworu, fragment z pięknej miniatury poetyckiej Leopolda Staffa pod tytułem „Kochać i tracić”. W finale powieści Magaczewskiej ostaną się tylko ci, którzy mogą się dalej rozwinąć i mogą stać się innymi ludźmi. Okrucieństwo ustępuje, płonący Zakład zmienia wszystko, zmienia się także upiorna tropikalna aura, a na ziemię spada oczyszczający deszcz.


To za mało, zbyt niejasno? I bardzo dobrze, bo „Bayama yellow” w gruncie rzeczy jest powieścią-zagadką i nie zamierzam nikomu ułatwiać jej rozwiązania.


Wydawnictwo JanKa, 2011

Brak komentarzy: