2011-11-28

"Mapa i terytorium" Michel Houellebecq

Kiedy autor umieszcza sam siebie w książce, czyniąc się głównym bohaterem, a dodatkowo uśmiercając w wielce spektakularny sposób, możemy wtedy mówić albo o potężnej megalomanii, albo o specyficznej formie twórczego performance, albo ostatecznie o skrajnej autoironii i cynizmie – i to ostatnie chyba najlepiej oddaje koncepcję Michela Houellebecqa na jego najnowszą powieść. „Mapa i terytorium” to rzecz oddająca jego stosunek do rzeczywistości – niechęć do ludzi, kolektywu, do przeżerającego zachodnią Europę na wskroś kapitalizmu i cywilizacji pędu, w której nie liczy się człowiek, a wytwór jego tytanicznej pracy. Ta powieść daleka jest od skandalizującej „Platformy”, dużo bardziej uporządkowana i spójna niż „Możliwość wyspy”, zbliżająca się w przesłaniu do „Cząstek elementarnych”, ale w gruncie rzeczy jedyna w swoim rodzaju.

Houellebecqa można chyba uwielbiać albo nienawidzić. Tak jak Palahniuka w gruncie rzeczy. Przyznaję, że bardzo cenię twórczość zarówno francuskiego, jak i amerykańskiego kontestatora, ale w kwestii zjadliwości i gorzkich sądów o współczesnym świecie Houellebecq przebija Palahniuka. Może dlatego, że nie ma poczucia humoru. A być może dlatego, że dzisiejszy świat nie jest już wart żadnego uśmiechu. I taka to śmiertelnie poważna (choć momentami komicznie ironizująca) jest powieść „Mapa i terytorium”. Wielowątkowa, ale bardzo konkretna. Zatrważająca. Porażająco prawdziwa.

Główny bohater, Jed Martin, na początku ma duże trudności z tym, by jakoś siebie określić. To artystyczna dusza poszukująca nowych wrażeń, a jednocześnie wycofana z życia społecznego i kontemplująca świat w samotności. Jed próbuje tworzyć sztukę. W pełnej cynizmu introdukcji widzimy, jak męczy się z portretem Jeffa Koonsa i Damiana Hirsta. Portretem, który nie zostanie ukończony, wywołując mdłości i bunt u swego autora. Ale przecież Jed dzięki portretom zdobywa fortunę i staje się osobą medialną. Ten Jed, który początkowo fotografował mapy Michelina, unikając prezentowania ludzi. Potem, kiedy fotografię zamienia na malarstwo, osiąga kolejny sukces – tym razem skupiając się właśnie na znaczących jednostkach. Rozwój Jeda kieruje się zatem ku prezentacji ludzkich wytworów człowieka ery przemysłowej, by zakończyć portretem życia, który doprowadzi do dramatycznych rozwiązań fabularnych, zamieniających „Mapę i terytorium” z socjologicznego fresku w intrygę kryminalną.

„Prace Jeda Martina często przedstawiano jako wyniosłe z chłodnej, zdystansowanej refleksji nad kondycją świata, kreując go na spadkobiercę wielkich konceptualistów z poprzedniego wieku”. Martin w swoją sztukę wkłada wiele serca, ale tak naprawdę tego się nie dostrzega. Agenci, ludzie reklamy, śmietanka francuskiego show businessu – wszyscy zachwycają się przede wszystkim formą jego sztuki. „Mapa i terytorium” bowiem to złożony traktat pytający o istotę bycia współczesnym artystą oraz o to, czy współczesna sztuka ma zachwycać formalnie, czy też docierać do wnętrza ludzkiego, rozbudzać prawdziwe uczucia. O koncepcji artystycznej formy wyrazu siebie Jed rozmawia m.in. ze swoim ojcem, który u schyłku życia, schorowany, pozwala sobie na bliskość względem syna, której nigdy mu nie okazywał. Jed i ojciec to dwie samotne wyspy, które tak naprawdę wszystko dzieli. Ich rytualnie wręcz spędzane wieczory wigilijne to jedyna w roku forma kontaktu. Nieudana próba, która zawsze kończy się fiaskiem. A kiedy pojawi się już między nimi bliskość, trzeba ją natychmiast zniszczyć, nawet kosztem poddania się eutanazji i zakończenia życia przed czasem.

Samotność Jeda, który nie potrafi zbudować stałego związku, ukazana jest w kalekich relacjach z kobietami. Wciąż wielbi w głębi duszy sprzedającą swe wdzięki Geneviéve z Madagaskaru (kochankę z młodości) oraz kuszącą Rosjankę Olgę, wprowadzającą go w świat artystycznej i pseudoartystycznej bohemy Paryża, oferującą nie tylko doborowe partnerstwo zawodowe, ale i prawdziwą miłość, którą Jed odrzuca. Mężczyzna nie jest w stanie nawiązać z nikim bliskiej relacji i to właśnie zbliża go do Michela Houellebecqa (bohatera książki, nie jej autora), który wyświadcza mu przysługę, za którą Jed odwdzięcza się jedynym portretem, w który naprawdę włożył swoje serce. Portretem fatalnym. Zgubnym. To prezent dla pisarza, z którym Jed znajduje wspólny język i ostatecznie jest nawet gotów do pierwszej w życiu przyjaźni. Oczywiście nie uda mu się jej nawiązać.

„Mapa i terytorium” ukazuje świat cywilizacji europejskiej w fazie rozkładu. Ludzie produkują, ale i sami są produktami, egzystencja opiera się na tytanicznej pracy, kapitalizm pręży muskuły, ale to tylko chwila, bo docierają do nas wiadomości o kolejnych kryzysach ekonomicznych. Ostatecznie w wizji Houellebecqa zastany świat ulegnie degradacji. Nastąpi powrót sił witalnych i mocy natury. A Jed, fotografując mapy Michelina, zwraca się ku wsi, prowincji, prostocie życia. Na prowincji odnajdzie szczęście, którego nie dał mu żaden człowiek z machiny ery przemysłowej.

Houellebecq potwierdza klasę wielkiego pisarza. Pisarza naszych czasów. Mizantropa, dziwaka, snoba… czy genialnego wizjonera? Warto pomyśleć, kim jest naprawdę, czytając jego najnowszą książkę.

Wydawnictwo W.A.B., 2011

9 komentarzy:

Marta pisze...

Bardzo, bardzo, bardzo chcę przeczytać! Zachęcająca recenzja.

sandrita pisze...

Właśnie z tę książkę miałam się zabrać, po lekturze wstępnej fragmenciku zaledwie, umieszczonego z magazynie "Książki". Już wtedy "Mapa i terytorium" wydała mi się niesamowicie interesująca, a po tej recenzji jeszcze bardziej.

Dziękuję i pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Ksiazke skonczylem w zeszly weekend. Dlugo czekalem na tlumaczenie - na angielski badz polski (poniewaz fracuskiego nie znam). W kazdym razie warto bylo. Nie jest to moze najlepsza ksiazka w dorobku autora, ale - stanowi, co autor sam wyraznie sugeruje - zwienczenie jego pracy. Natomiast recenzja - fatalna. Fatalna. Porownanie Palahniuka do Francuza to jakas kompletna pomylka - to pisarze zupelnie innej rangi, z zupelnie innej polki, z zupelnie innej polki. A juz stwierdzenie, ze Houellebecq nie ma poczucia humoru... To ze nie jest tandentym kabareciarzem, nie znaczy ze go nie ma. Natomiast ogolnie rzecz biorac: Panska recenzja swiadczy o kompletnym niezrozumieniu idei tej ksiazki. Nie bede sie tu rozpisywal, jak i dlaczego. Zachecam za to do lektury.

She pisze...

Kazdy ma prawo do swojego zdania. Również mój przedmówca, choć on zachowując anonimowość chyba nie odwzajemniał tego poglądu. Wszak czy nie byłoby o wiele ciekawiej dla innych, przyszłych odbiorców podyskutował tu ze sobą, a nie zamknął się za płaszczem anonimowości? Na pewno na styku Twoich i Jego/Jej odczuć urodziłaby się jakaś nowa jakość. I abstrahując zupełnie od faktu, że cenie Twoje opinie i szanuje, a i ta w sprawie powyższej książki jest jak zwykle bardzo apetyczna (i proszę nie czuj się obrażony tym określeniem) to teraz chyba bardziej z przekory i w poszukiwaniu prawdy między opiniami po nią sięgnę niż dla jej smaku. I mam tylko nadzieje, że nie świadczy to o mnie jakoś fatalnie. Pozdrawiam

Jarosław Czechowicz pisze...

Marto, mam nadzieję, że niebawem Ci się to uda.
Sandrito, nie podczytuj tylko chwytaj za wolumin i czytaj, świetna książka!
Anonimowy Czytelniku, generalnie nie odpowiadam tym, którzy się nie podpisują, ale dla Ciebie zrobię wyjątek. Szalenie byłbym ciekaw Twej recenzji, wykładni tej książki. Niestety, raczej moja – w Twym przekonaniu fatalna – recenzja książki oraz zapewne Twoje monumentalne i świadczące o erudycji segregatora na osobne półki omówienie powieści (gdyby powstało) zainteresowałyby autora jak zeszłoroczny śnieg. Skoro bowiem lekceważy czytelników, nie zjawiając się na spotkaniach autorskich, tym bardziej w wielkiej pogardzie ma wszystkich mędrków interpretujących jego twórczość. I za to też go cenię :- )
She, na krytykę jestem odporny, a konstruktywną chętnie przyjmuję. Zazwyczaj nikt tu niczego nie komentuje tylko nagle zjawiają się anonimowy znawcy wtedy, gdy krytykuję polską literaturę. Ewenementem chyba jest atakowanie mojego tekstu dotyczącego literatury światowej. Jednak czasami coś mnie tu zaskakuje :-)

Anonimowy pisze...

Ja tam jestem tylko zwyczajnym czytelnikiem, a nie wyrafinowanym zoilem, ale wiedząc o Houllebecqu tyle tylko, co plotki w gazetach donoszą, zaciekawiłam się autorem i tytułem z nadzieją, że skoro M. Pivot uznał "Mapę i terytorium" za książkę przynoszącą zaszczyt literaturze francuskiej, to trzeba sprawdzić, czy jest to złosliwość pod adresem tejże literatury, czy też szczere uzasadnienie dla Nagrody Goncourtów. Najpierw wydała mi się oschła, czarno-biała, ale rozsmakowałam się. To jest majster! I postacie, i tło zapamiętuje się jak film dokumentalny, a wątek kryminalny jest zrobiony doskonale, trochę Maigreta, trochę Larssena. A obraz świata? Przecież trafny, zastanówmy się, czy nasze ogólne odczucie nie jest właśnie takie? Ciekawam, co ma do powiedzenia Anonimowy, ale to zdaje się ktoś, kto woli mieć za złe, niż uzasadnić swoja opinię. Halo, Mądralo! Poucz nas! Co do jednego zgadzam się z Anonimowym Mądralą: uważam, że M.H. ma poczucie humoru, złosliwe, aroganckie, oschłe, ale ma.

Ewa Siurawska pisze...

Przepraszam, że się nie zalogowałam, ale nie mogę uporać się z oznakowaniem.

Anonimowy pisze...

czy to dzieło zawiera cokolwiek czemu warto poświęcić choć chwilę?

malarka pisze...

Nie zachwyciła mnie. Dlaczego? Świat widziany oczami człowieka z zespołem aspergera, chłodno odnosi się do rzeczywistości i bezceremonialnie ocenia postacie realne, po nazwisku, jak w dokumencie, ale jednak w powieści. Tym samym manipuluje zainteresowaniem, tak jak (nieświadomie?) fikcyjna postać artysty tworząca portrety znanych i wpływowych osób. Wątek kryminalny..., to już całkiem ostudziło mój zapał i zainteresowanie książką. Tak dla mnie wygląda to wszystko "od podszewki", ale pewnie nie znam się.