2012-02-26

"Republika Uczonych" Arno Schmidt

Nieżyjący od 33 lat niemiecki pisarz – ekscentryk Arno Schmidt w swej ojczyźnie wydał wiele kontrowersyjnych i dyskusyjnych książek. Polskiemu czytelnikowi Państwowy Instytut Wydawniczy proponuje jedną z krótszych i rzekomo łatwiejszych do zrozumienia powieści. „Republika Uczonych”, której tytuł autor zapożyczył z oświeceniowego dzieła Friedricha Gottlieba Klopstocka, jest nowatorską w formie i intrygującą w treści powieścią przypominającą science fiction, niemniej jednak mamy w niej bardzo wiele odniesień do współczesnego autorowi świata (książka napisana została w 1956 roku, więc każdego z nich nie sposób dzisiaj rozszyfrować). Całość naturalnie jest zmyśleniem, ale to bardzo prawdopodobna fikcja literacka – mimo tego, że autor przenosi się w daleką przyszłość, dla nas już przeszłość, do 2008 roku.

Wtedy właśnie kanadyjski dziennikarz Charles Winer rozpoczyna swoją misję, której zadaniem jest opisanie umiejscowionej gdzieś na Pacyfiku wyspy, tytułowej republiki. To miejsce życia i tworzenia intelektualistów z całego świata. Świata bowiem nie ma. Trzecia wojna światowa rozegrała się za pomocą broni atomowej i napromieniowana Europa jest już tylko pustynią. Winer musi dotrzeć do Muru, od którego rozpocznie faktyczną podróż na wyspę. Tymczasem wcześniej, przemierzając amerykańskie pustkowia, poznaje zdeformowane formy życia, które mają w powieści symboliczny wymiar.


Co określa Winera? "(…) Dowód osobisty ze zdjęciem, odcisk kciuka, dokładny schemat uzębienia, wariant penisa”. Bohater Schmidta jest bohaterem bez tożsamości. Jakąś marionetką, którą można manipulować. Głównie przygląda się i próbuje oceniać to, co widzi i słyszy. Nie tworzy z tego jednak żadnego spójnego punktu widzenia, brak mu umiejętności kojarzenia faktów i rozszyfrowywania zagadek, jakich zniszczony przez wojnę atomową świat kryje w sobie wiele. W podróży do Muru wykazuje się ufnością i brakiem krytycyzmu. Oto bowiem bezproblemowo wchodzi w bliższe relacje z Thalją, centaurką poznaną podczas przemierzania Strefy Hominidów. Thalja zachwyca i zniewala, ale przecież nie jest człowiekiem, choć jej kobiecość oddziałuje na Winera. Poznajemy zniszczony świat, w którym zachowały się tylko trzy formy życia. Centaury oraz niejakie never=nevers powstały z bliżej nieokreślonego, efemerycznego pomieszania. Never=nevers, żyjące w polach kaktusowych pająki, są wrogie i przewrotne. Centaury onieśmielają dziennikarza, ale i pozwalają się do siebie zbliżyć. Poznajemy jeszcze trzecią formę życia – Latające Głowy. To też sześcionożne stwory jak never=nevers, jednak są niegroźnymi motylami, które potrafią wysysać mleko i nasienie.


Świat dziwnych istot po zagładzie to pierwsza z poruszających wizji, jaka buduje „Republikę Uczonych”. Stwory gdzieś na amerykańskich bezdrożach to pozbawione ludzkich cech formy bytu chwilowego, ulotnego. Nie żyją w symbiozie, nie tworzą niczego trwałego, wegetują obok siebie i w przerażającej pustce wokół. Żyją, bo okazały się silne. Węże czy owady zostały zniszczone przez promieniowanie. Nie mówiąc o wyższych formach bytu. Aby nawiązać kontakt z ludzkością, Winer musi dostać się na wyspę. Tylko czy tam, wśród ludzi, nawiąże jakieś bliższe relacje niż te, które nawiązuje z centaurami?


Republika Uczonych robi wrażenie. „Ta wyspa zbudowana jest z pojedynczych stalowych komór. (…) Każda wysoka na 16 metrów; na górze 10x10. I takich około 123 000; znitowanych ze sobą w ciągu 5 lat”. Winera witają miejscowi notable i ludzie, którzy później będą mu towarzyszyć. Dziennikarz już na samym początku dostrzega coś niepokojącego. Otóż z pięciu tysięcy mieszkańców tylko nieco ponad ośmiuset to artyści i naukowcy. Stworzony dla nich świat jest martwy. Bibliotek nikt nie odwiedza. Każdy jest dla siebie zagadką. Nie wiadomo, dla kogo mają powstawać wytwory intelektualistów, przecież nie ma świata i odbiorców kultury oraz sztuki. Czym tak naprawdę jest wyspa, podzielona na amerykańską i rosyjską sferę wpływów? Jakie zagadki kryją tajemne laboratoria, w których Winer pozna prawdziwą misję tego miejsca na oceanie?


Schmidt napisał powieść o charakterze dystopii. Przewiduje to, co będzie się działo w przyszłości i łączy wszystko z rzeczywistością, której doświadcza, pisząc tę książkę. Interesujące są odniesienia do niemieckiej literatury i sztuki zestawione z faktem, że w przedstawionym świecie nie ma już Niemców, bo tak jak Japończycy, wyginęli podczas wojny. Wydaje się, iż autor prowadzi z nami specyficzną grę. Dochodzi do tego jeszcze kwestia formy powieści, a nie ułatwia ona lektury. Liczne znaki interpunkcyjne w nowych funkcjach. Rwane zdania, dziwaczne równoważniki zdań. Styl chropowaty i nieprzyjazny czytającemu. Język pisany u Schmidta przyjmuje nową rolę. Opowiedzieć bowiem historię doświadczeń Winera można jedynie w języku martwym. Dla kogo? To także jedna z zagadek tej książki.


Sugestywność wizji, dbałość o ich szczegóły i jednocześnie skomplikowana materia słów, z których utkana jest „Republika Uczonych” powodują, iż mamy do czynienia z lekturą mocno przygnębiającą i jednocześnie niełatwą do interpretacji. Schmidt w swoich książkach szukał sposobów wyrażenia samego siebie. „Republika Uczonych” ujawnia przede wszystkim jego lęki przed przyszłością. Czy przestałby się bać wiedząc, że nawet cztery lata po 2008 roku świat jeszcze istnieje? A przecież ładunki atomowe w różnych krajach tylko czekają na odpalenie....


tłum. Jacek St. Buras
Państwowy Instytut Wydawniczy, 2011

Brak komentarzy: