2012-10-31

"Ojciec" Miljenko Jergović

Dwukrotnie nominowany do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus Miljenko Jegović nareszcie w tym roku ją otrzymał. Nie za "Rutę Tannenbaum", fabularyzowaną opowieść o cierpieniach w wojennym Zagrzebiu, a za monumentalną „Srdę śpiewającą o zmierzchu w Zielone Świątki”. Proponowana przeze mnie do przeczytania najnowsza książka autora - jego bardzo osobisty esej napisany po śmierci ojca -  jest literaturą wyznania i zwraca uwagę na fakt, iż tylko w przeszłości, bez patrzenia na to, co będzie, możemy prawdziwie określić swoją tożsamość. Budują ją nam inni, szczególnie bliscy. Najbardziej chyba ci, z którymi się nie rozmawia. Bo syn od przynajmniej trzydziestu lat nie miał żadnego kontaktu z Dobroslavem. „Ojciec” to zapis istnienia nici porozumienia metafizycznego, a także bezkompromisowa rozprawa zarówno z członkami rodziny, jacy uczynili autora takim, jakim jest, jak również z dramatyczną historią bałkańskiej wojny, w której stawało się Chorwatem przez ochrzczenie, a czas miniony można traktować jako próbę charakteru – narodów bałkańskich i samego Jergovicia, dla którego śmierć ojca staje się powodem do rozważań o tym, jak wiele w nim było syna i kim syn ów jest nie tyle dla siebie, co dla innych.

Jergović pisze: „Literatura to umiejętność organizowania ciągu metafor i przekształcania przeszłości w nową rzeczywistość”. Jego esej wyrasta z prozy życia, ale zamienia ją w metaforyczną wędrówkę ku udręczonej przeszłości, w której każdy członek rodziny autora w różny sposób uwikłany był w wojenny bałkański danse macabre. Jergović określa kilka swoich tożsamości dzięki uważnemu przyglądaniu się temu, co minęło. Pamięć pozwala odtworzyć mu barwne losy prababki i jej męża, licznych sióstr swej demonicznej babki Štefaniji, ale przede wszystkim losy ojca, z którym był blisko, ale nigdy przy nim tak naprawdę. Jego pożegnalny esej to z jednej strony świadectwo próby zrozumienia oraz definiowania tego, co nazwane zostało okresem dorastania w niesprzyjających okolicznościach społecznych i politycznych. Z drugiej zaś – osobisty monolog, przywoływanie wspomnień, szkicowanie postaci ojca i odkrywanie, jak wiele mu zawdzięcza, choć przecież tak bardzo nie rozumie.

Przyjrzyjmy się chwilę różnym definicjom tożsamości autora. Obwiniając ojca, obwinia siebie. Między nimi stanął kiedyś mur nieporozumienia i dopiero śmierć pozwoliła ten mur rozbić. Tyle tylko, że z rozważaniami o sobie i wspomnieniami ojca Miljenko Jergović zostaje sam. Jest mu z tym ciężko i chciałby choć część odpowiedzialności za to, kim jest, zrzucić na nieżyjącego ateistę, na którego nie czekały ani niebiańskie polany, ani ahiret, ani też żadna inna przestrzeń życia pozagrobowego. Koniec życia Dobroslava to w pewnym stopniu początek świadomego życia jego syna. Człowieka, który wskazuje kilka swoich tożsamości. Jedną jest tożsamość winy z powodu poczucia niespełnienia się w relacji z ojcem. Druga z nich to tożsamość dziecka rozwiedzionych rodziców, dla których ważniejsze było szczęście własne, a nie przyglądanie się temu, czego do szczęścia potrzeba synowi. Trzecią tożsamość Jergovicia określa postkatolickie rozgoryczenie, któremu winni są przodkowie z ich wiarą w Boga i niewiarą w to, że ludzkość jednak jest słowem, które brzmi dumnie. Czwartą może być tożsamość człowieka przerażonego… pralką. Każda to składowa tradycji – wpojonej albo też samodzielnie zrozumianej;  lęków i nieporozumień; braku zrozumienia dla świata, który nękany coraz nowymi konfliktami zbrojnymi, jest w stanie wypracowywać sobie coraz to nowe definicje człowieczeństwa oraz nakreślać granice, które człowiek jest w stanie znieść.

Prababka Jergovicia zniosła bardzo wiele. Biedę i nagłą odmianę losu. Porzucenie i gorycz. Świadomość, że jest się samemu – w różnym znaczeniu tego słowa. Jedna z jej córek, matka ojca autora, to dla jego żony lodowata teściowa, dla samego wnuka osoba podwójnej moralności i podwójnego sprytu, a epizod opisujący jej okrucieństwo względem półmartwego syna jest trudny do opisania, ale przede wszystkim niemożliwy do osadzenia w żadnym kontekście tradycji, kultury i wspólnoty. Dobroslav został wychowany tak, żeby najlepiej o wielu sprawach nie pamiętać. Był oportunistą, bo tak trzeba było. Przeciwstawił się systemowi tylko raz – by realizować swoje marzenia, dostać się na studia medyczne i zostać lekarzem. Ponieważ Boga nie ma w prosektoriach i salach, gdzie umierają ludzie z zaawansowanym stadium raka, ojciec autora – jak on sam potem – będzie sobie radził bez niego. Trudno mu było jednak radzić sobie ze sobą. „Jako lekarz był taki dobry, że wydawało mu się, iż we wszystkich innych sprawach sumienie może mieć spokojne. Ale nie miał i w szpitalu pracował jeszcze więcej, żeby je uspokoić”. Nie był w porządku nie tylko wobec syna. Był na tyle wygodny i nieszczęśliwie zakorzeniony w jednym miejscu, że pozostał w piekle sarajewskiej wojny, bo przecież nie miał dokąd się udać. On i jego syn przeżywali wspólnie, choć przecież osobno, absurdy i grozę czasów, kiedy zbiorowe zbrodnie otrzymywały bałkańskie definicje, a ustasze prowadzili swoje własne warsztaty śmierci i umierania.

„Ojciec” to rozprawa z ładem i nieładem, w których ludzkie biografie przyjmują najmniej spodziewane kształty. To z jednej strony rekonstrukcja zdarzeń dzięki temu, co usłyszane i często mgliście zapamiętane; z drugiej jednak tworzenie wszystkiego na nowo. Po co? By pogodzić się ze śmiercią. By przeprosić – siebie i innych. By chociaż próbować dotrzeć do tego, co właściwie się stało na półwyspie bałkańskim, gdzie tożsamość człowieka stała się sumą przypadkowych doświadczeń, upokorzeń i czasu, w którym wiecznie wszystkiego się zapierano.

Chociaż Miljenko Jergović już nie porozmawia z ojcem, może rozmawiać z samym sobą. Ta książka jest gorzka, ale i konieczna dla samego autora, bo ocala pamięć. Czytelnikom uświadamia dramat odrzucenia i rozpaczliwe próby zrozumienia przez dorastającego mężczyznę, jak bardzo trzeba się starać, by uzyskać choć namiastkę bliskości swojego ojca. Ta opowieść jest jak szpitalny labirynt korytarzy w królestwie Dobroslava w białym fartuchu. Jergović otwiera kolejne drzwi, przechodzi przez następne, cały czas czegoś szuka i do czegoś dąży, a pozostają mu tylko domysły.

Nie można oceniać tak prywatnych książek w żadnej kategorii. „Ojciec” jest poza klasyfikacjami także dlatego, iż to historia doznań pokoleń odczuwana w jednym, wciąż drżącym sercu, którego właściciel tuż przed śmiercią ojca po raz ostatni usłyszał jego głos, zrywając jednocześnie z przeszłością, którą trzeba przecież zrozumieć.

tłum. Magdalena Petryńska

Wydawnictwo Czarne, 2012

Brak komentarzy: