2013-07-14

"Warsztat diabła" Jáchym Topol

Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 22 maja 2013

Liczba stron: 191

Tłumacz: Leszek Enkelking

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 34,90 zł


Tytuł recenzji: Wszystko można rewitalizować?

Nigdy nie byłem w Muzeum Auschwitz-Birkenau. Nigdy tam nie pojadę. Po co? Co miałbym tam zobaczyć? Jaki to miałoby na mnie wpływ? Czy naprawdę nie wystarczy świadomość tego, co się tam wydarzyło? Wszystko trzeba sfotografować, dotknąć? Przejść się tam, gdzie goniono ludzi do komór gazowych? Przyjrzeć się barakom, w jakich żyli niczym zwierzęta? Popatrzeć na druty kolczaste, które uświadamiały, że do świata normalności nie ma już powrotu? Nie wiem, ile może być ekshibicjonizmu, ile pragnienia niezdrowej sensacji i ile determinacji nadzwyczaj chyba chorej, by z takiego miejsca robić punkt turystyczny. W swojej najnowszej powieści  - mrocznej, groteskowej, prowokującej – Jáchym Topol opowie o tym, w jaki sposób można grać na emocjach, jak wykorzystywać zmarłych oraz pamięć o nich, jak stworzyć park zabawy i przyjemności na gruzach tego, co stało się pomnikiem niezawinionego cierpienia. Cierpienia wykorzystanego po to… by dawać przyjemność jakości co najmniej wątpliwej.

Bohater „Warsztatu diabła” wydaje się taką ofiarą losu i okoliczności, która znalazła się w niewłaściwym miejscu i czasie. Przypominający nieco postać prowadzącą ze "Strefy cyrkowej" młody mężczyzna ucieka z Terezina, miasta-twierdzy, miasta zła, z dawnej katowni i miejsca straceń. Miał Terezin uratować, tymczasem oddala się od niego poparzony. Co wydarzyło się w międzyczasie? Topol bardzo stara się, by jego bohater nie ujawniał żadnych swoich myśli i przeżyć, relacjonując jedynie zdarzenia, w jakich bierze udział. A bierze udział w procesie rewitalizacji miejsc cierpienia; współczesnych cmentarzysk, jakie mają być punktem turystycznym, a nie śladami po nazistowskim okrucieństwie drugiej wojny światowej. Przygląda się temu, z jaką swoistą perwersją układa się nowe, zwyczajne życie tam, gdzie odbierano je w bestialski sposób.

Biografia głównego bohatera każe na niego patrzeć jak na specyficzną jednostkę. Żyje właściwie tylko dlatego, że kiedyś tam Niemcy nie zdążyli zabić jego matki. Ucieka z Terezina tak, jak od niej – neurotycznej, stale zamkniętej w mieszkaniu. Żyje także dlatego, że udało mu się skrócić wyrok. Po śmierci ojca – majora trafił do więzienia. Tam stał się pomocnikiem kata. Z niewyobrażalnym wręcz spokojem i specyficzną elegancją prowadził więźniów na stracenie. Tak, ta postać zupełnie inaczej postrzega znaczenie życia i śmierci. Inaczej też o nich opowie. Z dystansem, ironicznie, obracając wiele kwestii w czarne żarty, przy których Topol tworzy fabułę niewyobrażalnie wręcz niewiarygodną, a z drugiej strony przecież mocno osadzoną w konkretnym czasie i miejscu, gdzie opisane zdarzenia naprawdę mogłyby się wydarzyć.

Ponieważ sam nigdy nie stanowił o sobie, bohater Topola po wyjściu z więzienia ponownie staje się pomocnikiem. Tym razem niejakiego Leba. Urodzony w niewoli, gwiżdże na łuskach morderczych kul. Do śmierci ma stosunek dość specyficzny; na śmierci i pamięci o niej można zarobić. Wraz ze swym pomocnikiem Lebo otwiera w Terezinie Comenium. Tu nauka ma być połączona z zabawą. Ratując od zapomnienia wysiedlany Terezin, Lebo wskazuje nową funkcję tego miejsca. Miejsce pamięci może stać się miejscem, w którym żyjący będą mogli pogodzić się z traumą wojennych wspomnień o straconych przodkach. Tacy nazywani są poszukiwaczami prycz i w odróżnieniu od głuptaków, wydają się przybywać do Comenium całkiem świadomi. Topol zadaje pierwsze ze swych dwuznacznych pytań w tej powieści. Zastanawiamy się nad tym, w jakim celu ludzie przybywają tłumnie do miejsc, gdzie kiedyś mordowano i gdzie groby zostały tylko w świadomości tych, co przeżyli. Można pozamiatać, zaorać, zasiać na nowo, bo można przecież zrewitalizować każdy teren. Czy aby na pewno?

Do Comenium trafia młoda Szwedka Sara. Wcześniej podróżowała bardzo dużo, szukając serca Europy Wschodniej. Nie odnalazła jej i nie jest świadoma tego, że jej znajomy z Terezina za jakiś czas odkryje bolesne znaczenie terminu, dla którego ona nie może znaleźć odpowiednika w świecie. Sara wpada na pomysł komercjalizowania Comenium. Z jednej strony przybywa do Czech zaskoczona tym, jak można żyć normalnie w miejscu, w którym śmierć wciąż zostawia niewidzialny ślad. Z drugiej natomiast – pomaga przecież Lebowi ożywić miejsce widm i wspomnień kaźni. Interes zaczyna się kręcić. Tymczasem główny bohater książki po poznaniu Aleksa i Maruszki zmienia optykę i postanawia opuścić Terezin.

Czyni to po raz pierwszy w życiu, wszak poza dwoma czeskimi miastami niczego innego nie widział. Kiedy dotrze do Miasta Słońca w stanie wojennym, zrozumie, iż jego Terezin mógł być jedynie lunaparkiem zła w porównaniu z piekłem ziemi, gdzie faszyści odprawili krwawe żniwa, a Sowieci po nich zaorali… „Warsztat diabła” dopiero w tym momencie nabiera innego, jeszcze bardziej mrocznego znaczenia. Topol zaczyna stawiać pytania o to, czym tak naprawdę jest pielęgnowanie pamięci po zmarłych. Czy możliwe jest wskrzeszenie ich w świadomości żyjących tylko przez to, że z ich dramatu uczyni się spektakl? Przecież – te słowa brzmią najbardziej złowrogo – podczas wykopywania trupów tych, którym los nie dał godnego pogrzebu, przede wszystkim łamie się żebra żyjącym… Jáchym Topol nie tyle sugeruje, co boleśnie potwierdza, iż cierpienie stało się współczesnym eksponatem, tylko jeszcze do końca nie wiadomo, z jakiej perspektywy go oglądać i jakim opatrzyć komentarzem.

A „Warsztat diabła” to komentarz nie tylko do czasów, gdy z miejsc pamięci robi się parki rozrywki, ale przede wszystkim spojrzenie na tych, dla których miejsca kaźni są jakimś fantastycznym fenomenem, na którym można zbić kapitał. Bo przecież pieniądze uzyskuje się dzisiaj ze wszystkich źródeł i może czas na te nadal niewykorzystane? Pewnie, że nie tylko o to tutaj chodzi. Ta książka dotyka bolesnych ran, które wciąż się nie goją, a może nawet nigdy się nie zagoją. Wyrzutów sumienia nie zastąpi wycieczka do miejsca, w którym umarli przodkowie. To my, żyjący, wciąż nosimy w sobie pamięć i stale jesteśmy oskarżonymi, choć przecież to nie my zawiniliśmy, nie my gotowaliśmy ludziom piekło na ziemi. Tak najłatwiej uciszyć sumienie. Topol w pewien perwersyjny sposób opowiada o istocie piekła tych, dla których zło jest obecne wszędzie i tak nieogarnione, iż należy je oswajać. Rozrywką, zabawą. Przez zapomnienie. Przecież choćby wspomniana Sara przybywa do Comenium, by oswoić zło i stać się silniejszą.

Tak przewrotnie na temat zła dawno niewielu potrafi pisać. „Warsztat diabła” odczytywany na kilka możliwych sposobów staje się małą książką o wielkich sprawach, a przede wszystkim o znakach zapytania, które wciąż stawia się w miejscach, w jakich powinno się postawić krzyż (jeśli ktoś ma taką potrzebę) i pochylić w zadumie. Mocna i nad wyraz wyrazista proza. Topol udowadnia klasę, którą znamy nie od dziś. Pokazuje, że z klasą można napisać także o sprawach wymykających się etyce. I zdrowemu rozsądkowi.

1 komentarz:

Ex libris Marty pisze...

Czytam Pana teksty regularnie i po raz pierwszy się z Panem nie zgadzam. Nawet nie w kwestii samej recenzji, ale jej wstępu. Pyta Pan jaki miałaby wpływa na Pana wizyta w Muzeum Auschwitz-Birkenau. Nie dowie się Pan, dopóki tam nie pojedzie. To nie jest atrakcja turystyczna. Można przeczytać wszystkie książki o Auschwitz, mieć świadomość co się tam wydarzyło, ale to i tak za mało. Przekroczenie obozowej bramy zmienia wszystko, całą perspektywę, wszelkie wyobrażenia. A to jak się odbiera to miejsce zależy od indywidualnej wrażliwości zwiedzającego. Na co dzień pracuję w Oświęcimiu, całe życie mieszkam w wiosce obok i mogę powiedzieć, że jestem oswojona z myślą o bestialstwie obozów śmierci, a jednak wizyta w Muzeum jest dla mnie przerażającym przeżyciem, którego zwyczajnie unikam (byłam dwa razy, raczej wystarczy mi na całe życie). Gdy będzie Pan w okolicy proszę się jednak wybrać do Muzeum i przekonać się na własnej skórze jak tam jest. Pozdrawiam serdecznie :)