2014-05-25

"Zimne opowiadania" Virgilio Piñera

Wydawca: Universitas

Data wydania: 15 maja 2014

Liczba stron: 360

Tłumacz: Tomasz Pindel

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 36 zł

Tytuł recenzji: Kubańska groza życia

Virgilio Piñera nie żyje od trzydziestu pięciu lat. Właśnie ukazał się podwójny zbiór jego opowiadań - 24 teksty ze zbioru "Zimne opowiadania" (1956) oraz 22 składające się na "Tego, który przyszedł mnie zbawić" (1970). Nobliwy wydawca, czyli Universitas. Zasłużony tłumacz - Tomasz Pindel. Inauguracja serii literackiej "Nieznana Klasyka Literatury Latynoskiej". Wszystko wskazuje na to, iż jest to rzecz ważna i że należy ją poznać. Być może. Piñera na wiele sposobów próbuje ukazać nam piekło istnienia. Stara się oswoić z bezwzględnością upływu czasu, który niewiele daje i więcej zabiera. Przygląda się ludzkiemu ciału. Wszelkiej maści szarlatanom i dziwakom. Opisuje sytuacje skrajne i oddaje w nich dramaty, zatrzymując - to cytat z opowiadania "Konflikt"  - nasycenie. Ta książka nasycona jest grozą, drapieżną groteską i czarnym humorem. Rozsadza każde z opowiadań tym, iż nie przewidujemy jego końca, niezbyt też pojmujemy strukturę. Język igra niebezpiecznie między złowieszczą metaforą a okrucieństwem przyziemnych prawd. Całość nie dociera do mnie może tak, jak powinna, bo to estetyka mi obca i próbując wedrzeć się do światów przedstawionych Piñery, czułem się jak intruz, a lektura mnie męczyła.

Zacząć warto od pierwszego tekstu, w którym konwencja czarnej groteski służy ukazaniu symbolicznego rozpadu jednostki ludzkiej. Z dwóch wędrowców w "Upadku" pozostają tylko oczy i broda. Jeden ocala zmysł wzroku, którego znaczenie Piñera kwestionuje choćby w późniejszej "Miłości z widzenia" i który niebezpiecznie groźnie powraca w "Twarzy", gdzie bohater się oślepia. Twarz właśnie... Jej fragment ocalony zostaje w upadku. Tej części ciała Piñera poświęca dużo obsesyjnej uwagi. Ciało ludzkie koncentruje się na zmysłach, a kubański prozaik odwodzi nas jednak od nich, kierując ku biologii, rozkładowi oraz ku mrocznej wizji psucia się od wewnątrz i na zewnątrz. Czasem ze strachu. Niekiedy po prostu z powodu upływu czasu. Człowiek Piñery funkcjonuje tylko dzięki rozmaitym zrządzeniom losu, tylko pośród konkretnych wpływów, przede wszystkim zaś w klatce hipokryzji i fatalizmu.

Trafnym komentarzem do tego zbioru opowiadań są słowa, jakie padają w tekście "Pływanie". "Nauczyłem się pływać na sucho. Bardziej się opłaca niż w wodzie. Nie ma ryzyka utonięcia, bo człowiek już jest na dnie, więc bardziej nie utonie". Rozsadzając stereotypowe myślenie i wdzierając się w rejony absurdu, których nie da się połączyć z tym, co realne, Piñera mimo wszystko opowiada o świecie absolutnie prawdziwych przeżyć. To, co je ma wywołać, to zwykle zdziwienie i zaskoczenie. Swoich bohaterów - i niejednokrotnie dwuznacznego narratora - stawia w pozycji tych, którzy mają doświadczyć zmiany struktury dotychczas ustabilizowanej. Piñera rejestruje takie zdarzenia, gdzie ludzie całkiem nieświadomie stawiani są w sytuacji dla nich skrajnej. Tak może być w przypadku śmierci w autobusie, którą spowodował prawdopodobnie zatruty cukierek. Tak jest wówczas, gdy rodzice stają się dziećmi i konsekwentnie dążą do szczęścia w tym odwróceniu ról. To może też być wielomiesięczna sesja pokazywania i komentowania starych zdjęć przez pewną damę. Moment, w którym skazany na rozstrzelanie usiłuje zatrzymać chwilę i skupia uwagę oprawców na kwestiach,  o jakich nigdy nie myśleli. Piñera jest w tych sytuacjach cały zanurzony albo też zanurza w nich narratora, od którego raczej się odcina. Wychodzi z tego makabryczny voyeryzm jak w "Przypadku Akteona", ale to pozwala na chwilę oderwać się od mrocznej rzeczywistości stworzonej przez absurdy i nieprawdopodobne wypadki. Stajemy bowiem obok i obserwujemy.

Dużo bardziej sugestywne są w moim odczuciu miniatury literackie. Pośród opowiadań rozbudowanych i wielowątkowych pojawiają się narracyjne, mocno symboliczne skróty myślowe; tworzą one teksty nasycone napięciem w stopniu maksymalnym. Wrażenie może być piorunujące - jak w przypadku "W bezsenności", w której nawet śmierć nie jest w stanie zakończyć udręki braku snu. Ucieczkę w sen chcieliby praktykować prawie wszyscy zdegradowani przez autora bohaterowie jego tekstów. "Projekt snu" - najbardziej chyba oniryczne opowiadanie - każe nam wędrować pośród klatek i korytarzy, w których zamknięto wielu za cenę "nieskończonej miłości ludzkości". Czytając Piñerę, odnosi się wrażenie, iż ludzkość obdarzona jest nieskończoną wręcz nienawiścią. W świecie kubańskiego prozaika ludzie cierpią we śnie i na jawie, bo opresyjny świat przybiera ramy, w jakich nie mogą się odnaleźć ze swoimi pragnieniami. Miłość wydaje się szczątkowa. Kochankowie mają wycięte języki i oczy, innym razem oddają sobie własne twarze i tym samym pieczętują klęskę związku. Miłości przeciwstawiona jest śmierć, zbrodnia i zło. Tego jest więcej, dużo więcej. Duszny klimat każe spoglądać na "Zimne opowiadania" z dystansem, bo angażowanie się w nie może być bolesne.

Jest jeszcze kwestia natury ogólnej - co i w jaki sposób Piñera chce opisywać. Opowiadanie "Wróg" zawiera pewien znaczący sąd. "Poza tym, że opisujemy to, co przeżywamy, opisujemy także to, czego nie przeżywamy". Piñera pisze o możliwościach przeżywania świata w taki a nie inny sposób, a możliwości skryte są zazwyczaj w wielokrotnie otwartych zakończeniach, gdzie pozostajemy porzuceni tak samo jak kalecy bohaterowie tekstów. Wszystkie one - boleśnie przecież sygnalizujące doznania, które uczyniły życie Piñery mocno nieznośnym - tworzą chwilami niemożliwy do zinterpretowania zbiór, zbiór też bardzo hermetyczny, zbudowany wokół czytelnych motywów śmierci, przemijania, egzystencjalnego fatalizmu i ludzkiej biologii, jakie powracają z jakąś obsesyjną potrzebą nawrotu.

Piñera pisze w sposób trudny i jest to niewątpliwie rzecz, która stanowi wyzwanie. Osobiście poległem. Bez sił na rozmyślania o tym, czemu służy wymienianie cech dystynktywnych lokomotywy, opisywanie połknięcia przez psa smakosza dzieci, zamykanie filozofii życia w krokomierzu czy fantazji o ośmiu wariantach balu planowanego przez pewne małżeństwo. Są w zbiorze teksty wyraźne i mocne, to - obok wspomnianych wyżej miniatur - dłuższe narracje jak "Filantrop" czy "Kukła". Jest świat opresji osadzony w konkretnym czasie historycznym. Jest przejmujące poczucie dramatu istnienia. Jest jednocześnie maniera i styl, które do mnie po prostu nie docierają. Wiele razy łapałem się na tym, że Piñera po prostu się mną bawi. Że drwi sobie z mojego zaangażowania i ciekawości. Że nie jest to doprawdy aż tak wielkie dokonanie literackie i rzecz, której publikacji nie powinno towarzyszyć sugerowanie, iż oto mamy do czynienia z arcydziełem zapomnianym i z reprezentatywnym przykładem literatury kubańskiej minionego stulecia.

Brak komentarzy: