2015-03-16

"Siódemka" Ziemowit Szczerek

Wydawca: Korporacja Ha!art

Data wydania: 20 lutego 2015

Liczba stron: 256

Oprawa: miękka

Cena det.: 29 zł

Tytuł recenzji: Polskość w drodze...

"Siódemka" jest książką śmiertelnie poważną i nieprawdopodobnie zabawną, bo surrealizm wraz z groteską żrą się w tyglu narracyjnym niczym najlepszy koktajl wysokoprocentowy. Problem najnowszej książki Ziemowita Szczerka polega na jej nużącej wtórności. Autor postanowił popastwić się nad... polskością. Zrobiło to przed nim całkiem niedawno wielu innych, by wspomnieć tylko Krzysztofa Vargę, Piotra Czerwińskiego, Janusza Rudnickiego czy Grzegorza Kozerę, który również wykorzystał do swoich celów powieść drogi. Bohater Szczerka przemierza trasę będącą czymś na kształt kręgosłupa Polski współczesnej. Paranoicznego wariatkowa wyczekującego wojny z Rosją i szczekającego wciąż agresywnie z namnożonych banerów, neonów, szyldów, dobudówek i pomników. Z bruku nawet, bo i on jest tu stygmatem. Autor zabiera nas w upiorną podróż trasą, która jest polską osią życia, jej ważną perspektywą. Przemierzamy kilometry trasy, ale także lata historii, hula sobie bowiem Szczerek nieźle i przenosi nas w czasie wedle własnych potrzeb i uznania. A przecież jesteśmy tutaj, w tym kraju, na jego ważnej drodze; w tej rzeczywistości, której kształtu znieść nie możemy i która może wydać się jeszcze koszmarniejsza, gdy wypijemy sobie kolorowe eliksiry wiedźmina zabranego przypadkiem na stopa.

Czytając o Polsce - tej prawdziwej i tej wyobrażonej - odnosiłem podobne wrażenie, co w przypadku lektury "Powiatowej rewolucji moralnej" Pawła Smoleńskiego. Bo tam też miałem się dowiedzieć czegoś ważnego i być może odkrywczego, a pamiętam jedynie, że czytałem niezłe reportaże o mało odkrywczej tematyce. U Szczerka także jest dosyć nudno, choć przecież dzieją się rzeczy niestworzone. Chodzi mi o tematykę, tylko o nią. Walczy ze sobą bohater podróży autora, walczy też on sam, bo widzimy polskość z każdej możliwej perspektywy i żadna nie jest tą właściwą. W nieznośnej dygresyjności nie kryje się nic odkrywczego, bo tezy i diagnozy to jakieś koszmarne kalki wzięte z różnych kontekstów i okraszone opowieścią z nieprzewidywalną fabułą na granicy snu i jawy. Czym ta Polska jest i była? Czy zagubionym w sobie Środkiem Niewiadomego, pomostem między dwiema kulturami, sarmackim rojeniem, pijackim zwidem czy kłębowiskiem kompleksów, które poszukuje ujścia w poszukiwaniu takich narodów gdzieś nieopodal, z których można sobie podrwić? A może zlepkiem bylejakości, w którym kraj równa się idei i pewnego rodzaju mentalności? Tej widocznej w miastach i miasteczkach, przy których nikt pokonujący Siódemkę się nie zatrzymuje, a Szczerek każe bohaterowi robić w nich przystanki niczym na drodze krzyżowej, która z każdym kolejnym zwrotem akcji staje się coraz bardziej męcząca, bo zaskakujące pomysły się kończą, a w finale to już można się tylko bać. Naprawdę.

Takie przemierzanie Polski, które służy uwypukleniu tego, co uwiera, także całkiem niedawno miało miejsce w naszej literaturze. "Przemyśl-Szczecin" Karola Maliszewskiego  to rzecz o kolejowej odysei znacznie mniej uczęszczaną trasą niż ta z Krakowa do Warszawy. Tam też pojawiła się galeria postaci i były one dużo bardziej uwierające, bo przecież znajdowaliśmy się w zamkniętej przestrzeni pociągu, bohater Szczerka zaś może się salwować ucieczką - palić własne auto, kraść cudze, łapać się na podwózkę nyską pełną hipsterów czy nawet przez chwilę pedałować na kradzionym rowerze. U Maliszewskiego zaczęło się od mrocznych snów, a skończyło na egzorcyzmach. U Szczerka rozpoczynamy w pijanym Krakowie, a kończymy w momencie, gdy wszystkie narodowe współczesne lęki zamieniają się w okrutną rzeczywistość. I od niej nie ucieknie się już w eliksiry i wizje. "Siódemka" staje się zatem nie tylko wtórna tematycznie, lecz również formalnie, co powoduje, iż nie przykuwa uwagi czytelnika na tyle silnie, na ile być może chciałby tego autor.

Ziemowit Szczerek napisał powieść drogi o redaktorze karmiącym swoich czytelników konfabulacjami, który sam wpada w wir niesłychanie niewiarygodnych zdarzeń. Dość dobrze możemy rozpoznać, które są rzeczywiste, a które dzieją się w jego głowie. Przechodzenie od smutnej codzienności do surrealistycznych wizji będących równie smutnymi obrazami to manewr powtarzający się w "Siódemce". Książce, w której bohater nie może uwolnić się od swoich cech narodowych, a wiele z nich poddanych jest pod dyskusję, nie zawsze w formie konfrontacji poglądów - a jest w fabule Szczerka z kim rozmawiać, choć niekoniecznie jest o czym. Snujemy się po trasie zwolnionego ruchu i nie wiemy, w którą stronę za chwilę odbijemy. Wszystko jest koszmarnych kształtów i mrocznych proporcji. Jest dużo słów, które uwierają, oraz sporo tez, nad którymi można zapłakać. Dzieje się bardzo wiele, bo zwroty akcji są wręcz komiksowe i nudzić się pozornie nie można, a jednak ziewnie się raz czy drugi, gdy przeczyta o tym, jaką to Polskę mamy wokół i w sobie, kto za nią odpowiada i jak bardzo bezbronna jest wobec siebie. Wszystko, o czym przeczytaliśmy, to truizmy i smutne konstatacje, dla których wielu nie chciałoby poświęcać aż całej książki.

Kpina, ironia, czytelne metafory i mnogość co najmniej niezwykłych postaci - to na pewno cechy, które powodują, że "Siódemkę" się czyta i koniecznie chce się komuś polecić, żeby sobie z nim o tej książce porozmawiać. Mnie zastanawia jedno, co udowadnia Szczerek i wielu przed nim także. Ta nasza szara, mroczna, zakompleksiona i niepewna siebie Polska ma też jasne strony, o których pisać jest niewygodnie, bo narzekanie mamy we krwi i kolejna narracja o polskich bolączkach tak czy owak zainteresuje niejednego. Na trasie numer 7 nie ma naprawdę niczego w choć jednej pastelowej barwie. Jest dziewczyna, cudzoziemka, Polka właściwie, ale taka nie do końca. Jest kilka pięknych zdań o niej. I nie ma nic, naprawdę nic, co mogłoby tej opowieści o Polsce pomóc.

"Siódemka" dotyka problemów dyskutowanych już na wszelkie możliwe sposoby, a nie wnosi tak naprawdę niczego nowego. Chciałoby się, by po wypiciu jednego z tajemniczych eliksirów bohater Szczerka zobaczył wokół siebie coś ładnego, kształtnego, wartościowego i sympatycznego. Żeby o tym napisał, podrzucił jakiś nowy trop, ciekawą i oryginalną tezę. Gra na emocjach i przywoływanie opinii, którymi rozporządza się w tym kraju bez umiaru i bez celu - to zbyt mocne nie jest, naprawdę. Nawet w opakowaniu z mnogości formalnych chwytów i zagrywek.

Brak komentarzy: