2016-09-30

"Ta, którą znam" Małgorzata Warda

Wydawca: Prószyński i S-ka

Data wydania: 13 września 2016

Liczba stron: 368

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 35 zł

Tytuł recenzji: Ucieczki i powroty

Najnowsza powieść Małgorzaty Wardy kończy się pytaniem do dyskusji. W Polsce kobiety zgłaszają tylko dwadzieścia procent gwałtów. Dlaczego tak dramatycznie mało? Co może stać za milczeniem straumatyzowanych kobiet niosących przez życie swoje mroczne tajemnice, ból i poczucie skrzywdzenia bez wymierzenia sprawcom adekwatnej kary? „Ta, którą znam” sugeruje nam kilka odpowiedzi. Autorka uznała tę książkę za najlepszą w swoim dorobku. Konstrukcyjnie opowieść niewiele się różni od poprzednich – mamy retrospekcje wyjaśniające stan obecny, mamy kilka perspektyw opowiadania o problemach, mamy również często przez Wardę omawiane relacje między matką a córką, choć w tej książce na pierwszy plan wysuwają się relacje siostrzane. Dlaczego ta powieść może być najważniejsza? Ma wyraźny społeczny wydźwięk. O ile np. „Jak oddech” była książką zwracającą uwagę na problematykę zaginięć w Polsce i dramatów wywoływanych przez niesprawność służb poszukujących zaginionych, o tyle „Ta, którą znam” podejmuje podobny, ale dużo bardziej dramatyczny temat. Warda rozprawia się z polską świadomością struktury gwałtu. Ukazuje jego anatomię oraz to, w jaki sposób organy ścigania zajmują się sprawcami jednej z najokrutniejszych chyba zbrodni – zbrodni na ciele i psychice, która już do śmierci pozostanie okaleczona. Małgorzata Warda nie feruje wyroków, nie ocenia ani nie wskazuje jednoznacznych interpretacji. Zarysowuje historię kobiety, która pozostaje z bolesną tajemnicą na lata. Sugeruje, że syndrom ofiary można przekuć w coś innego. Można sobie pomóc, jeśli świat nie jest w stanie rozliczyć niesprawiedliwości. To także książka o tym, skąd bierze się milczenie i jak destruktywną siłę w sobie niesie. W tym znaczeniu to rzeczywiście najważniejsza książka autorki. Dowód na to, że literatura środka może trafnie komentować rzeczywistość, zmieniając ludzkie postawy i zapatrywania na przemoc seksualną.

Ada Makowska uciekła od mazurskiej prowincji i zaściankowości. Udało jej się zrobić karierę modelki i aktorki. Pozostawiła za sobą zatrzymane w czasie miasteczko, bolesne chwile sprzed lat, które w pamięci żyją wciąż na nowo, stale się powtarzają, nie pozwalają na skuteczną ucieczkę i izolację od traumy przeszłości.  Bohaterka wraca w rodzinne strony, a Warda z wnikliwością i czułością prezentuje nam studium tego bolesnego powrotu, bo w gruncie rzeczy wszyscy uciekający nie mają odwagi zmierzyć się z demonami miejsca, które opuszczają. Ada tej odwagi nabiera, choć nie jest jeszcze do tego przekonana. Pretekstem do przyjazdu jest dramatyczne wydarzenie z udziałem siostry Ady. Agnieszka ginie w wypadku samochodowym. Jej dwie córki stają się sierotami. Młodsza najpierw walczy o życie, potem o zdrowie. Starsza zmaga się z traumą, której powody poznajemy dużo później. Przybyła z wielkiego świata ciotka, której rodzinne strony zazdroszczą, łącząc to z zawiścią, staje przed sporym dylematem. Okazuje się, że ojciec dziewczynek, były mąż Agnieszki, jest nieuchwytny i nie sposób go poinformować o zaistniałej tragedii. Ojciec odpycha Adę, tak jak robił to przed laty. Jej siostrzenice trzymają się na dystans, choć równocześnie garną się do tej kobiecej czułości, której nigdy już nie zaznają ze strony matki. Ada staje przed dylematem: pozostać z dziewczynkami do czasu odnalezienia ich ojca czy może być już z nimi na zawsze, skoro los odebrał im najbliższą osobę, a ciotka może stać się pewnym substytutem matki.

Poznajemy skomplikowane relacje siostrzane. Agnieszka i Ada były przez matkę identyfikowane jako całość, kiedy dobierała im te same sukienki i patrzyła na nie jak na wspólny owoc miłości i przywiązania. A siostry stawały się różne. Coraz więcej je w życiu dzieliło. Połączone tragedią rodzinną paradoksalnie zaczęły się od siebie oddalać. Przejęły role i obowiązki, do których nie były przygotowane. Nie podzieliły się nimi sprawiedliwie. Do podziału miały też jednego mężczyznę. Tego, którego nie ma przy córkach, gdy te cierpią z powodu utraty matki. Szereg powodów stał za tym, że jedna z sióstr ruszyła w świat, a ta bardziej pragmatyczna pozostała w miasteczku. Sporo też było przyczyn takich, a nie innych decyzji. Rodzina rozpadała się. Ojciec nie ułatwiał zadania, swą oschłością zniechęcając Adę do pozostania przy nim. Ada została sama ze sobą. Z okrutną tajemnicą, którą musiała zachować dla siebie. Co wydarzyło się w miasteczku, kiedy bohaterka miała siedemnaście lat? Kto pozna prawdę o tych wydarzeniach i w jaki sposób ją wykorzysta? Czy Ada znajdzie siłę, by stawić czoła demonom przeszłości, ale przede wszystkim sobie – tak pełnej strachu, tak wycofanej w relacjach z mężczyznami, tak boleśnie naznaczonej piętnem tej, której wyrwano coś gwałtem i nikt nie poniósł z tego tytułu żadnych konsekwencji?

Autorka "Najpiękniejszej na niebie" opowiada o ucieczkach i trudnościach powracania do tego, z czym nie można się naprawdę zmierzyć. Pisze o ludziach, którzy wolą zakotwiczać się w traumach innych, by tylko nie pamiętać o tych swoich, nigdy nieprzepracowanych. Mamy tutaj ciekawą opozycję – kobiety uciekającej przed wydarzeniami sprzed lat i mężczyzny, który woli mierzyć się z faktami związanymi z niesprawiedliwością losu pod różnymi szerokościami geograficznymi, ale nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za rodzinę i stanąć obok faktów życia codziennego, tak stabilnego i pozornie uporządkowanego. Obydwoje uciekinierzy zabierają ze sobą rodzinne tajemnice. Obydwoje uciekają przed przemocą, jakiej doświadczyli. Warda każe im się tragicznie zbliżyć, by jeszcze bardziej skomplikować fabułę powieści, ale jednocześnie zaznacza tę nić porozumienia, która pozwala im oddać się namiętności – ona bowiem wyrazi w najbardziej oczywisty sposób smutne podobieństwo i pewien rodzaj życiowego fatalizmu.

„Ta, którą znam” to opowieść o ludziach niemogących wyzwolić się z opresji czasu przeszłego. To przede wszystkim książka obrazująca kondycję kobiety, wobec której ktoś zastosował przemoc seksualną. Tajemnica niesiona przez życie staje się w pewnym momencie nie do zniesienia. Warda ukazuje moment, w którym musi dokonać się pewna przemiana. To także narracja będąca studium wewnętrznego strachu i wyobcowania. Pozbawiona podziału na płcie historia emigrantów wewnętrznych i ludzi pozbawionych pewnych podstaw stabilnego życia już w młodości. Małgorzata Warda opowiada o izolacji i samotności, ale pozwala swoim bohaterom na to, by zmienili coś w swoim życiu. Sugeruje, że są takie momenty tego życia, dzięki którym można powrócić, można znaleźć siłę na uporządkowanie przeszłości. To książka apel. Do wszystkich krzywdzonych kobiet, dla których nie znaleziono czasu ani okoliczności, by nazwać ich skrzywdzenie po imieniu. To rzeczywiście najlepsza książka Wardy, bo bardzo silnie oddziałująca na wyobraźnię. W pewnym sensie nawet nieco publicystyczna, bo zmuszająca do dyskusji o wiele szerszej, niż sugerują to pytania w zakończeniu. Po raz kolejny autorka udowadnia, że jest najlepsza w swoim segmencie tematycznym literatury i że od niej powinny się uczyć wszystkie pisarki starające się uczciwie i dogłębnie oddać skomplikowane życie emocjonalne swoich bohaterek. Kolejne zasłużone brawa, bo z powieści na powieść Małgorzata Warda coraz wyraźniej podkreśla, że jest naprawdę świetną pisarką i widzi życie na wielu bardzo skomplikowanych płaszczyznach.

1 komentarz:

Ada pisze...

Aż mam ochotę po nią sięgnąć i przeczytać!