2018-04-16

„Błoto” Hillary Jordan


Wydawca: Otwarte

Data wydania: 18 kwietnia 2018

Liczba stron: 352

Przekład: Adriana Sokołowska-Ostapko

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Zło i miłość

Takie powieści jak „Błoto” powinny być czytane wszędzie tam, gdzie ludzkie zło pod różnymi postaciami ma się doskonale – pożywia się ksenofobią, uprzedzeniami, rasizmem i stereotypami. Hillary Jordan proponuje wielowątkową narrację. Dziejącą się na amerykańskiej prowincji opowieść, w której splotą się losy dwóch rodzin, dwóch braci i dwóch rodzajów przywiązania do siebie. To także historia z czytelnym antywojennym wątkiem w tle – niektórzy przybywają ze świata, w którym doświadczyli innego rodzaju piekła niż to, jakie wita ich w Missisipi. „Błoto” jest polifoniczną narracją z jednym, bardzo czytelnie niemym bohaterem. Tej złożonej historii nie można opowiedzieć inaczej niż za pomocą wielu głosów. Amerykańska pisarka z wnikliwością portretuje bohaterów, nie tylko zwracając uwagę na to, jak mówią, ale także na to, co robią i przede wszystkim co myślą. Opowie uniwersalną – choć z amerykańskim adresem – historię podziałów w ludzkich umysłach i wydobywających się z tych podziałów pokładów zła. Jedni będą źli przez działania, inni przez ich zaniechanie. Wydaje się, że dla niektórych nie ma możliwości ekspiacji. Ale to przecież też przepiękna opowieść o miłości, która wznosi się wyżej niż brud, błoto, rasizm czy różnego rodzaju udręki. Właściwie miłość pośród udręk. Tak jak trudne przywiązanie do ziemi Missisipi, która zawłaszcza i czyni niewolnikami tych, którzy za niewolników uważają innych ludzi.

Trudno wybrać najważniejszą postać, najbardziej czytelny dramat. Myślę, że przewodnikiem, który usiłuje jakoś odczarować obrazowane piekło, jest Laura. Kobieta nabierająca znaczenia przy mężczyźnie. Szczęśliwa, że znalazła kogoś, kto nie pozwoli jej na stoczenie się we wstyd i ostracyzm jako kobiecie bez męża. Laura ufa Henry’emu i wie, że chce on dla niej jak najlepiej. Nawet wówczas, gdy zabiera ją z miasta na farmę, gdzie brud i błoto będą wdzierać się nawet do snów kobiety. Laura przechodzi niebywałą przemianę. Pod wpływem trudnych okoliczności otwiera się na własne potrzeby, definiuje kobiecość. Staje się asertywna i wie, czego chce. Do momentu, w którym dopadnie ją fatalne zauroczenie. A może właśnie ono otworzy jej oczy na otaczający ją świat, pozwoli zrozumieć dużo więcej, niż chciałaby pojąć.

Henry i Jamie to specyficzni bracia. Nie tylko dlatego, że różni ich dziewiętnaście lat i Henry w zasadzie mógłby być ojcem Jamiego. Obaj doświadczyli piekła wojen – Henry uczestniczył w pierwszej wojnie światowej, Jamie był pilotem bombardującym nazistów podczas drugiego globalnego konfliktu zbrojnego. Każdy z nich skrywa w sobie wojenną traumę, pamiętając o tym, co musiał robić. Każdy z nich ma krew na rękach, ale myśli już tylko o tym, jak zapomnieć. Henry zapomina dość szybko, bo odnajduje swoje miejsce na ziemi, kupując farmę. To dziadek przekazał mu miłość do ziemi. Henry ją pokochał tak jak Jamie pokochał powietrze, z którego później zrzucał śmiercionośne ładunki. Dla Henry’ego wszystko jest dość proste, ma swoje miejsce i czas. Starszy brat potrafi uporządkować rzeczywistość wokół siebie. Młodszy po powrocie z wojny gubi priorytety. Wie jedynie, że doświadczył innego świata w Europie. Wie, że Missisipi ze swymi ograniczeniami i rasizmem nie jest miejscem, w którym może wrócić do równowagi. A jednak jest tam ktoś, kto okaże mu czułość. Osoba, dzięki której błoto farmy nie będzie tak widoczne. Pod paznokciami i pod skórą.

Jest jeszcze Ronsel, syn Jacksonów, dzierżawców farmy Henry’ego. Powraca z wojny jako bohater, ale szybko okazuje się, że będzie znowu czarnuchem, którego miejsce jest za pługiem. Bo powojenne Missisipi nie zna litości tak jak farma. Ronsel nie wydobędzie się z ograniczeń i roli narzuconej mu przez małą społeczność. Jacksonowie wejdą w specyficzną zależność z McAllanami, ale rodzina Henry’ego nie będzie tym, czym rodzina Ronsela. Jedynie Jamie dostrzeże, że nie mają znaczenia kolor skóry i pochodzenie. Kiedy zaprzyjaźni się z Ronselem, ściągnie na siebie i czarnoskórego chłopaka odium tych, dla których szeptane wersy z Biblii dalekie są do tego, czym kierują się w codziennym życiu.

A codzienność opisywana przez Hillary Jordan to świat wiecznych podziałów zależnych od koloru skóry. Dwie różne przestrzenie funkcjonowania ludzi – jedzących osobno posiłki, korzystających z osobnych toalet, zajmujących w samochodach inne miejsca czy wychodzących przez różne drzwi. Podział rasowy porządkuje rzeczywistość. Świat tytułowego błota funkcjonującego w tej powieści jako bardzo wyrazisty i wieloznaczny symbol. W powojennym Missisipi każdy wie, gdzie jest jego miejsce, kim ma być, jak żyć i kogo unikać. Jamie chce rozbić uwarunkowania, które będą silniejsze niż rośliny zakorzenione na farmie brata. Napięcia urosną do rangi dramatów. Jordan sportretuje nie tylko oblicza ludzkiego zła, ale także sposób, w jaki ludzie chcą od siebie zło odsunąć. Także to, w którym uczestniczą przez bierność.

„Błoto” to poruszająca powieść o ludziach, którzy żyją w piekle relacji oraz uwarunkowań naznaczonych hipokryzją i skrywanymi negatywnymi emocjami. Wszystko koncentruje się wokół ziemi. Laura jej nienawidzi, ma dość brudnej i zaniedbanej egzystencji pośród ruin gloryfikowanych przez męża. Jacksonowie zdają sobie sprawę z tego, że ziemia to ich życie, źródło utrzymania. Wprawni są w znoszeniu rasistowskich uprzedzeń i wpoili to swemu synowi, jednak Ronsel po latach będzie zdecydowany, by powalczyć o niezależność. Także od ziemi. Od farmy, na której dzieją się rzeczy potworne, skrywane pośród codziennego porządku prac. Tu nikt nigdy nie dowie się, kto jest złoczyńcą, a kto pokrzywdzonym. Missisipi z powieści Jordan rządzi się swoimi prawami, zasadami oraz niepisanymi obyczajami. Można się stąd wydobyć choćby na wojnę. Powracając, trzeba liczyć się z usankcjonowanym porządkiem pełnym uprzedzeń.

„Błoto” to też opowieść o konfabulacjach, dzięki którym łatwiej jest znieść życie w pewnych uwarunkowaniach. To plastyczna narracja o przestrzeni – jej odrębności i tym, w jaki sposób tworzy klatkę dla ludzkich pragnień. Niewolni od namiętności bohaterowie muszą w gruncie rzeczy zmierzyć się z bezkompromisowością brudu i zmienną pogodą. Znamienna jest metaforyka deszczu, zmywania nieczystości i pozostawiania po sobie mnóstwa tytułowego błota. To taki świat nieustannie zagrożony unicestwieniem. Trzymany w jakimś porządku przez surowe zasady społeczne. To Ameryka, która nie wyzwoliła się od podziałów, nienawiści i okrucieństwa. Przywiązuje do ziemi i prymitywnego postrzegania rzeczywistości. Ale jest też miejscem, gdzie rodzi się ludzka świadomość. Miejscem, gdzie należy dokonać jednego okrucieństwa, by zakończyć inne. To bardzo bezkompromisowe, ale bohaterowie powieści nie mają wielu możliwości wyboru. Te, które są im dane, mogą prowadzić do zguby. Ktoś jednak musi ocaleć. Coś musi ocaleć. Miłość i przyzwoitość? Jordan kreśli ich specyficzne definicje. Zapraszając do świata, w którym ludzie mogą stworzyć sobie piekło porównywalne z tym wojennym, na innym kontynencie.

To odważna powieść o nienawiści i zaślepieniu, ale także piękna historia poszukiwania wewnętrznej wolności. „Błoto” jest też o kompromisach, które albo prowadzą do nieopisanego zła, albo wyzwalają i umożliwiają wymycie błota spod paznokci, wydobycie go spod skóry. Hillary Jordan przestrzega Amerykę przed tym, że nadal może być ksenofobiczna, mroczna i groźna dla swoich obywateli. Ostrzega także świat przed tym, że ludzkie zło w rozmaitych formach czai się wszędzie. Łatwiej nam się wzajemnie krzywdzić niż kochać. To bardzo sugestywna opowieść o tym, czy można znaleźć kompromis między nienawiścią a miłością. Na długo zapada w pamięć.


PATRONAT MEDIALNY

Brak komentarzy: